W związku z publikacjami dotyczącymi biografii prezydentów, tego który zginął i tego, który wygrał wybory, bo zginął poprzedni - rozgorzała dyskusja. Pod oboma tekstami mnóstwo komentarzy. Więcej pod tekstem o psie Tytusie. Jeden z blogerów potraktował tę historyjkę jako przypowieść (sic!) i zarzucił niezrozumienie jej (owej przypowieści) innej komentującej blogerce. Większość z wprawą domorosłych psychologów podchwyciła wątek Tytusa i poczęła analizować charakter i styl rządzenia tragicznie zmarłego Prezydenta.
Pozostaje zatem zapytać, co można sądzić o gościu, który rozpieszcza swojego futrzaka, a co można sądzić o facecie, którego hobby przez wiele lat polegało na ZABIJANIU ZWIERZĄT??? Podchodzeniu do nich cichaczem w ubraniu szarozielonym, używając do tego specjalnie wytresowanych psów - tropicieli, zwabianiu w pułpakę i czekaniu aż bezbronna zwierzyna podejdzie pod lufę, a potem STRZELANIU do niej Z ZIMNĄ KRWIĄ??? No i co? Rozumiecie coś z tej przypowieści, domowi psychologowie-durnie?
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka