Wyniki badań polskich ekspertów z Centralnego Laboratorium Kryminalistyki KGP, wg których śp. kapitan rządowego tu-154M, Arkadiusz Protasiuk wydał komendę „odchodzimy” na wysokości stu metrów - nie mają przełożenia na zdanie rodzimych „ekspertów”, w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Pojawiły się bowiem głosy, że nie wiadomo z jaką intonacją głosu powiedział to dowódca załogi, czy faktycznie nacisnął przycisk UCHOD, czy pociągnął wolant mocno, czy tylko delikatnie poruszył, czy nadal był zahipnotyzowany, czy Bóg jeden wie, co jeszcze.
Co powinien zrobić śp. major Robert Grzywna? – zdecydowanie przejąć stery, przytomnie wyrzucić kapitana z fotela itd. Bo pewnie w owej hipnozie mimo komendy „odchodzimy”, pomagał sprowadzać samolot ku katastrofie. Wszystko to być może spowodowane brakiem asertywności, wyszkolenia i nieumiejętności odnalezienia się w ekstremalnej sytuacji oraz braku komunikacji, czy też zgrania załogi.
Trudno się zgodzić z tymi argumentami. Powtarzane były często, niemal od pierwszych minut tragicznego poranka, 10 kwietnia. Czy to przez brak kompetencji obaj piloci dosłużyli stopni kapitana i majora? Czy to przez fatalne wyszkolenie dostąpili zaszczytu wożenia najważniejszych osób w Rzeczypospolitej? Czy to przez brak zgrania dane Im było latać w duecie?
Obaj śp. lotnicy urodzili się w tym samym roku. W tym samym roku rozpoczęli naukę w Liceum Lotniczym w Dęblinie. W tym samym roku ukończyli tę szkołę. W tym samym roku i tego samego dnia zostali promowani do stopnia podporucznika i trafili do 36. splt., w którym pełnili służbę aż do śmierci. Krótko mówiąc – znali się ponad 20 lat. Zatem znali się bardzo dobrze. Razem uczestniczyli w ćwiczeniach, przechodzili przez wszystkie stopnie wtajemniczenia w jeden z najpiękniejszych zawodów świata. Czy można zatem sądzić, że to byli obcy, nie zgrani ze sobą i przypadkowi ludzie? Skoro towarzyszyli sobie przez aż 21 lat spośród krótkieg0, 36-letniego życia?
Kuriozalne jest, że zgodnie z opinią tzw. „ekspertów” ciągle rozpatruje się czynnik ludzki/błąd załogi, a nie aspekt techniczny, gdy na wysokości 100 metrów, kiedy kapitan Protasiuk dał komendę „odchodzimy”, to samolot spadał nadal. Czy ktoś, poza kpt. J. Więckowskim poruszy temat, że coś w tej latającej trumnie się spier…ło, skoro samolot nie mógł odejść? Albo, że na tej krytycznej wysokości 100 m, stało się coś innego, coś przerażającego, czego nie dowiemy się nigdy?
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka