Telenoweli zatytułowanej „Polskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej” ciąg dalszy. Tym razem dowiadujemy się o tym, że najważniejsi prokuratorzy wybierają się do Moskwy. Stolicę FR odwiedzą A. Seremet i K. Parulski. O czym będą rozmawiać ze swoimi rosyjskimi partnerami? Ano o tym, żeby przyspieszyć bratnią pomoc w realizowaniu wniosków prawnych. Jak podaje jedna ze stacji radiowych, spotkania są poprzedzone ofensywą (?) dyplomatołków, przepraszam, dyplomatyczną oraz wsparciem rządu RP dla prokuratury. Wsparcie to sprawia, że szykujący się do podróży prok. Seremet ma przeczucie, że nie wróci na tarczy. Bo pono dyploźródła podają, że Rosjanie odpowiedzieli na naszą notę i to ta renota przyprawiła o pozytywne przeczucie powrotu nie na tarczy.
Ponad rok po wydarzeniach z 10 kwietnia trudno jednak traktować słowa poważnie. Leitmotivem śledztwa są powtarzane dość regularnie zwroty typu: czekamy na, oczekujemy, możemy tylko pisać, mamy nadzieję itp. Teraz doszły do tego przeczucia Seremeta. No cóż, w związku z tym, że jakiś czas temu rosyjscy śledczy mówili, że czarne skrzynki i wrak tu-154M są dowodami w ich śledztwie i pozostaną one najprawdopodobniej w Rosji do końca ichniejszego postępowania – nie pozostaje nic innego, jak mieć przeczucia.
Moje przeczucie jest natomiast takie, że te dowody wrócą do Polski na świętego Dygdy. Czyli… nigdy. A po powrocie Seremeta usłyszymy: Rosjanie obiecali, czekamy, oczekujemy, mamy nadzieję… Do Rosji wybiera się też minister Kwiatkowski, i to on ze swoim odpowiednikiem porozmawia o zwrocie wraku. Jak sam podkreśla, jego wnioski nie są formalne, więc wiadomo jakich rezultatów można się spodziewać.
No ale, skoro Seremet ma przeczucie, to niech działa. Znów będą prośby, będzie błaganie, aby polscy eksperci zyskali dostęp do oryginalnych zapisów skrzynek i porównali z analizą posiadanych kopii. Załóżmy, że dopuszczeni zostaną, to ile czasu będą potrzebowali na zbadania oryginału? Dzień, tydzień, miesiąc, kolejny rok? A może starczy jednorazowe przesłuchanie? I w ogóle, po co oni mają tam jechać, skoro prokurator generalny po rozmowie uznał, że do zakończenia prac polskiej komisji oryginały nie są potrzebne, a szefowa IES powiedziała, że instytut zadziała, tak jak prokuratorzy sobie zażyczą?
To oczywiście truizm, ale Seremet, Kwiatkowski powinni do Moskwy polecieć z Parulskim już 1o kwietnia zeszłego roku i siedzieć ruskim na głowie do skutku. Powinni tak zrobić, gdyby byli odpowiednimi facetami na swoich stanowiskach. Ale nie są, jak się okazuje. Parulski nawet coś tam próbował, Klichowi zarzucał działanie na szkodę Polski, ale chwilę po tym przybladł, wkrótce został generałem i zapał zgasł, a świecić oczami musiał lewitujący płk Szeląg. Szczerze powiedziawszy optymizmu prokuratora generalnego nie podzielam. Wróci być może nie na tarczy, ale na pewno nie z tarczą. Raczej z niczym i okrągłymi słowami. Bo z czym, skoro faktycznie jadą żebrać.
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka