Z pomysłem zmieszczenia w formule Festiwalu hip-hopu wyszedł ksiądz, który sam o sobie mówi, że chce pozostawać w cieniu, toteż jego imienia nie wymienię :-)
I choć Festiwal poświęcony był Bałkanom i ich kulturze, hip-hop jest muzyką, której nasi chłopcy słuchają i która im się nie tylko podoba, ale jest dla nich ważna.
To, czy podoba się ona nam jest drugorzędne, a nawet nieistotne, bo hip-hop jest faktem, hip-hop jest zjawiskiem, które zbudowało sobie w kulturze młodzieżowej krąg odbiorców i wiernych zwolenników.
Każdy, kto widział reakcje naszych wychowanków na koncerty grup Najlepszy Przekaz w Mieście oraz Łona i Webber zrozumiał, że chłopcy dostali coś naprawdę swojego.
Wspólne recytowanie wraz z muzykami tekstów czy nawet wskoczenie w trakcie koncertu kilkunastu młodych ludzi na scenę jest zachowaniem może audio i wizualnie efektownym, ale najciekawsze było to, co odbywało się na parkingu przed salą koncertową, gdy młodzi artyści z NPWM zbierali się do powrotu.
Tam odbywała się emocjonalna rozmowa, pełna gestów, słów, nazw wreszcie, zrozumiałych przede wszystkim dla jej uczestników.
Nie było dystansu idol-fan, ale interakcja najprawdziwsza pomiędzy członkami pewnego rodzaju wspólnoty, którzy przed chwilą coś wspólnie przeżyli.
Artyści o dziwnych dla ludzi spoza tej wspólnoty (bo to jest wspólnota) nickach zapisywali autografami koszulki chłopców i dziewczyn, opowiadali o niewidzianych przez naszych chłopaków koncertach przeszłych i informowali o tych, które są planowane.
Jeśli ktoś nie wierzy, może przekona go taki wynalazek jak Facebook, który pozwala na przeniesienie koncertowych przeżyć i w czasie i w przestrzeni, bez uronienia choćby krzty
emocji*.
Kiedy zapytałem chłopców o wrażenia z takiego bezpośredniego kontaktu z wykonawcami otrzymałem bardzo grzeczną i „okrągłą” odpowiedź, ale i oni i ja wiedzieliśmy, że tak do końca nie mogę o sobie po Kiplingowemu powiedzieć „ja i ty jesteśmy jednej krwi”.
Cóż – NPWM to autorzy i wykonawcy kultowego utworu „Wyciągamy dzieci z bramy”**
, to najprawdziwsze chłopaki z Mławy, ale kiedy zaśpiewali o bitwie pod Mławą właśnie, wiedziałem, że są jednak sprawy, które nas łączą bardziej, niż mogłoby się wydawać.
Warto dodać, że jeden z bliskich kolegów naszych gości z Mławy – Oskar, był w ubiegłym roku naszym wychowankiem. Poznaliście go Państwo rok temu
w tym tekście.***
Oskar marzył, aby kiedyś – NPWM mógł zagrać w Różanymstoku, dla chłopaków. I tak też się stało.
Łona, który wraz ze swoim partnerem estradowym – Webberem dali koncert po NPWM to znani i uznani w hiphopowym świecie zawodowcy, choć w sieci spotkać można określenie że Łona „jest przedstawicielem…rapu inteligenckiego”.
Bo Łona jest…. prawnikiem, który właśnie robi aplikację radcowską.
Udzielił do festiwalowej gazetki pt. Multikulti bardzo ciekawego wywiadu uczestniczkom warsztatów dziennikarskich (takie organizujemy już drugi raz z rzędu) prowadzonych przez warszawskiego, dziennikarskiego wygę, Pana Roberta.
Ale mnie dużo bardziej zainteresowało zachowanie artysty widziane poza kadrem:
Po koncercie dziewczynka z czymś w rodzaju pamiętnika chciała poprosić o autograf samego Łona (Łonę?) więc ktoś ją podsadził i nagle znalazła się na scenie, pośród zajętych demontowaniem sprzętu członków zespołu.
Zobaczył ją Łona – nie wiem o co ją zapytał i jaką odpowiedź dostał, ale zaczął coś w jej kajeciku pisać.
Nie był to żaden z tych zawijasów, jakie możemy oglądać po meczach tenisowych gwiazd, które podczas przechodzenia z kortu do szatni coś tam dzieciakom na podsuniętych programach mazną.
Łona skreślił przynajmniej kilka zdań i sam przekazał kajecik Webberowi, który też sumiennie go swoją dedykacją wypełnił.
A potem wpisali się jej wszyscy członkowie zespołu.
I wtedy pomyślałem sobie, że fajnie zobaczyć artystów wprawdzie nie ze swojej bajki, ale którym nie żal czasu dla wiejskiej smarkuli.
----------------------------------------
***http://rozanystok.salon24.pl/433048,serduszko-w-barwach-litwy
Inne tematy w dziale Kultura