Phi! Wielka mi sprawa śpiewanie – „Śpiewać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej…” – to początek piosenki wykonywanej przez Jerzego Stuhra z czasów, gdy był świetnym aktorem.
Spokojnie, spokojnie – nie tak szybko: owszem, śpiewać tak, jak potrafi (i uczy) Pan Adam, to może każdy, ale nie każdemu się to udaje.
To śpiew szczególny, trudny dla współczesnego (nowoczesnego?) Polaka .
Dygresja: żyjemy w czasach zalewu informacyjnego, co oznacza także i to, że dla bombardowanego przez terabajty Odbiorcy szczególnie cenne są tak proste (i niestety tak rzadko stosowane) narzędzia komunikacyjne, jak synteza i puenta.
Dlatego też zamiast przedstawiać Pana Adama, poproszę o zastępstwo jednego z najwybitniejszych współczesnych polskich kompozytoów, Michała Lorenca, który zrobi to daleko lepiej ode mnie i jestem przekonany, że ani Pan Lorenc, ani Pan Adam za złe mi tego nie będą mieli.
To skoro przedstawienie mamy już za sobą, mogę przejść do tekstu, który mi się w głowie układać zaczął, gdy obserwowałem warsztaty przez Pana Adama prowadzone podczas 4 edycji Festiwalu Młodzieży Bez Granic w Różanymstoku.
Po pierwsze, ciekawa rzecz – artysta, który nie tylko potrafi śpiewać, ale i potrafi mówić.
Oszczędnie formułowane zdania (łatwe dzięki temu do równoległego tłumaczenia na angielski – brawo Juliana!) układające się w logiczny wywód, zrozumiały dla Odbiorcy i przyjemny w odbiorze.
Po drugie, materia, którą Pan Adam, jak mogliście Państwo od Michała Lorenca usłyszeć – rządzi, czyli śpiew kurpiowski, nie w kij dmuchał:
„Tam na polu drobny zientrek zieje, tam dziwcyna pszenicańka sieje
Siała siała i Boga prosiła, żeby jej sia pszenicka pozil”
Albo tak:
„A gdzies moje konie wrone, a gdzies moje lejce
A gdzies moja nojnilejso - ulubzione serce”
I teraz proszę sobie wyobrazić … obcokrajowca, który musi tę gwarową polszczyznę wyśpiewać.
Litwini z przygranicznej Kalvarii , o których wspomniałem już w roku ubiegłym, odwiedzili Festiwal ponownie.
Opiekunem grupy był dobry znajomy Różanegostoku Edmantas, który sam jest muzykiem (studiował jeszcze za komuny jazz w Kłajpedzie!).
Edmantas, który gdy słuchał koncertów bałkańskich orkiestr dętych, odruchowo przebierał palcami w powietrzu, jak by na trąbce grał, przywiózł ze sobą młodzież, która śpiewa, muzykuje, tańczy – słowem taką, która na wszelkiego rodzaju warsztatach czuje się doskonale.
Na warsztatach Pana Adama – też, tym bardziej, że oni ze swoimi archaicznymi, litewskimi pieśniami po festiwalach międzynarodowych jeżdżą, jako że władze Litwy zadbały o wpisanie śpiewu sutartines na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO .
Litwinom i Litwinkom szło to kurpiowskie śpiewanie zaskakująco dobrze. Gdyby nie to, że wychwytuję ich charakterystyczne „ł”, odmienne od współczesnego polskiego (coś pomiędzy dawnym polskim „ł” aktorskim i naszym miękkim „l”) myślałbym, że to śpiewają Polacy.
No tak – mieszkają 12 km od granicy, są z polszczyzną osłuchani, a może nawet (pewnie tak) wielu ma polskie korzenie – im jest łatwiej.
Ale wysoki, rudawy Brytyjczyk ?! On, jeśli jest z polszczyzną osłuchany, to z tą emigrancką, z Liverpoolu czy Londynu, a też z zapałem śpiewa.
Może pomógł im fakt, że z okna kaplicy klasztornej gdzie odbywały się próby, taki widok z okna mieli?
Albo fakt, że śpiewali w takich oto wnętrzach takiego budynku?
No sam nie wiem.
Teraz obiecana puenta:
dzięki warsztatom Pana Adama i tej jego do kurpiowskiego folkloru – cytuję Pana Lorenca – miłości , tradycyjny śpiew kurpiowski podwoił swoje grono odbiorców:
do setki wymienionej przez Michała Lorenca, doszła kolejna setka Polaków, plus kilkoro Litwinów i jeden Brytyjczyk.
To zaszczyt dla Różanegostoku i chyba powód do refleksji dla Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które na różne, hm…. jak by to najgrzeczniej określić – dziwne projekty miliony wydaje, a na zamieranie naszej kulturalnej spuścizny spokojnie patrzy.
A tu próbka (to chyba nie jest własciwe słowo, bo mówimy o czymś co jest próby najwyższej) śpiewu kurpiowskiego w wykonaniu Pana Adama Struga
Inne tematy w dziale Kultura