Na romańsko-gotyckim dziedzińcu, bajkowo zupełnie przed prawie tysiącem lat ulokowanego na wysokim, wiślanym brzegu, klasztoru w Czerwińsku leżą i stoją stare, wyrzeźbione przez deszcz, śnieg i wiatr oraz czas - krzyże.
Stare, drewniane krzyże, które tu są pieczołowicie przechowywane, by godnie dokonać swojego drewnianego żywota opisałem już 2 lata temu. Niewiele się od tego czasu zmieniły, bo cóż to dla nich marne 2 lata, gdy mają za sobą tych lat przynajmniej kilkadziesiąt?
Tak na marginesie:
zastępowanie starych, drewnianych krzyży nowymi, często betonowymi, jest jednocześnie znakiem upływającego czasu i znakiem czasów, co brzmi podobnie, ale znaczy coś zupełnie innego, ale takie właśnie, godne ich w klasztorze przyjęcie, świadczy o szacunku dla tych pokoleń, które przed tymi krzyżami modliły się, powierzając swoje nadzieje, tajemnice, ale i smutki, a bywało – że trwogę.
Nie będę udawał, że te stareńkie (mój Dziadek tak mówił) krzyże były tym, co na dziedzińcu przyciągnęło uwagę chłopców najbardziej.
Bo najbardziej zaciekawiły naszych chłopaków stare, żelazne kotwice – o różnych kształtach, różnej wielkości, a co za tym i idzie – wadze.
Kotwice te służyły dawno temu licznym kiedyś, wiślanym krypom, barkom czy statkom rzecznym (bo kiedyś Wisła była ważnym szlakiem handlowym i komunikacyjnym oraz akwenem rybackim).
Takich kotwic naliczyłem na dziedzińcu 6.
Co robią dorastający chłopcy, którzy zobaczą (bywa, że pierwszy raz w życiu „na żywo”) kotwicę ?
No jak to co – chcą jej dotknąć.
A skoro już dotknęli – to co chcą zrobić? No to przecież oczywiste – podnieść ją, a przynajmniej poruszyć.
Że to niemuzealne zachowanie ?
Bez przesady: nie znam kotwicy, która by się od dotknięcia popsuła.
A od podniesienia? Wolne żarty!
Takiej kotwicy się podnieść po prostu nie da – to znaczy jeden (nastoletni do tego) człowiek jej podnieść nie jest w stanie – chyba, że Mariusz Pudzianowski, ale on zmienił profesję i już niczego nie podnosi, za to dzielnie walczy w tzw. oktagonie.
Zresztą, to zachowanie nie miało w sobie nic z wandalizmu – to raczej było takie nabranie szacunku, wyraz uznania dla potęgi surowego, ale jakże przecież pożytecznego przez lata swojej pracy na Wiśle żelaza.
Rekolekcje (a taki był cel pobytu dwóch grup z Różanegostoku w bratnim klasztorze w Czerwińsku) z definicji służą odnowie duchowej.
Ale logicznym jest, że wynikiem tej odnowy winno być umocnienie w wierze.
I teraz dochodzimy do opisanej sytuacji z kotwicami:
trudno znaleźć bardziej stosowne symbole ustabilizowania, umocnienia wiary, niż wspomniane kotwice i bardzo mi się te chłopięce próby zmierzenia własnych sił z kotwicami podobały – bo normalne i bardzo ludzkie są te próby mocowania się z kotwicą i to dobrze, gdy okazuje się ona mocno trzymająca – ku pożytkowi próbującego.
***
Z okazji nadchodzących Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, życzymy naszym Czytelnikom przeżycia choć chwili radości.
Załoga Różanegostoku.
Inne tematy w dziale Rozmaitości