Tak to w życiu (blogerskim tym razem) bywa, że temat (szczególnie jeśli jest istotny) powraca.
Kiedy w wolnej chwili odbyłem podróż w czasie i przypomniałem sobie swoje poprzednie teksty zauważyłem, że motyw palenia poruszyłem już dwukrotnie.
tu:
i
tu.
No to poruszę po raz trzeci.
Ależ proszę się nie niecierpliwić! Palenie to temat-rzeka i za każdym razem potrafi być źródłem ciekawych spostrzeżeń i skojarzeń.
Bohaterem dzisiejszej notki jest nastoletni palacz i nic na to nie poradzę, bo chłopak rzeczywiście pali. I to tak pali, że jako jedyny z naszych wychowanków (co stanowi na dziś nieco ponad 1%) ma na to zgodę dyrekcji.
Jego dzień zaczyna się – jak to u palacza – od palenia. Wstaje o 6 rano – i pali.
Pali potem rzecz jasna i w dzień, i wieczorem.
W nocy nie pali, ale nie spotkałem jeszcze palacza, który paliłby przez sen, a Wy, Drodzy Czytelnicy, pewnie też nie?
Do tego chodzi po (rozległym przecież niebywale) terenie naszego Ośrodka z uśmiechniętą od ucha do ucha paszczą, bo skoro ma od dyrekcji pozwolenie na palenie, to wszyscy w Ośrodku o tym wiedzą, bo czegoś takiego ukryć by się mimo największych nawet starań nie dało.
Niektórzy mu tego wyjątkowego statusu zapewne zazdroszczą, ale tak to już w życiu bywa.
Chłopak jest na tzw. usamodzielnieniu, którego mechanizm wyjaśniłem w ostatniej notce:
uczy się odpowiedzialności za siebie, ale i za innych, funkcjonowania w grupie i w społeczeństwie.
Gdybym miał poszukać ekwiwalentu dla określenia „usamodzielnienie”, to posłużyłbym się zbitką szkoła życia albo i nawet, biorąc pod uwagę specyfikę drugiej dekady 21 wieku - szkoła przetrwania.
Nieźle mu to wychodzi: uczy się w zawodówce, ma nawet stary samochód, którym się po Różanymstoku i okolicy porusza.
Czas nie tyle na puentę, co na rozwinięcie tematu, będące jednocześnie rozwikłaniem łamigłówki, którą tu przed chwilą próbowałem skonstruować, a jest ono (to rozwinięcie) jak zaczerpnięte od mistrza Barei:
chłopak jest zatrudniony u nas jako konserwator i... palacz.
Dba o kotłownię szkolną, która zapewnia ciepło budynkowi szkolnemu i kilku przylegającym doń pomieszczeniom.
Zaczyna swoją pracę wcześnie rano, by uczniowie zdążający na zajęcia na godzinę 8 wchodzili do ogrzanego już budynku.
Pali też w dzień i wieczorem, pali głównie drewnem (którego jest u nas przecież pod dostatkiem, bo tartak i stolarnia pracują pełną parą), ale i węglem, bo zima w tym roku była? przecież ostra, że hej!
O swojej pracy rozmawia z (nomen omen) zapałem.
Wyraźnie podekscytowany opisuje detale kolejnej kotłowni, której powstanie jest już zaplanowane i która odciąży Ośrodkowy budżet, a w której budowie ma nadzieję uczestniczyć, nabywając przy tym kolejnych przydatnych w dalszym, samodzielnym życiu umiejętności.
Puenta zaś jest następująca: ten jego wspomniany przeze mnie na początku uśmiech wynika zapewne z jego charakteru, ale po części może też być rezultatem poczucia bycia potrzebnym, a nawet niezbędnym.
Bo każdy normalny człowiek chce doświadczyć uznania, a przynajmniej zauważenia ze strony swojego otoczenia.
Że co, że przesadzam?
Taak? A gdyby (odpukać!) tak raz zaspał i nie napalił w piecu? To od razu wszyscy przekonaliby się i zrozumieliby raz na zawsze, jak bardzo jest potrzebny!
No to niech już lepiej nie zaśpi.
A właśnie – może ktoś ma teraz ochotę zapalić? Nie? I bardzo dobrze!
Bo palenie (tytoniu) szkodzi.
--------------------
http://rozanystok.salon24.pl/698040,rzecz-o-paleniu
http://rozanystok.salon24.pl/591709,teatr-sposob-na-niepalenie
http://rozanystok.salon24.pl/737796,magiczne-slowo-usamodzielnienie
#Różanystok, salezjanie, resocjalizacja, trudna młodzież, uzależnienia
Inne tematy w dziale Społeczeństwo