Po Drodze Krzyżowej obiad i potem – spacer.
Słowo „spacer” brzmi niewinnie i nie wzbudza podejrzeń, bo w latach wcześniejszych takie spacery po prześlicznej okolicy zawsze były punktem rekolekcyjnego programu.
Tym razem rzecz cała też niewinnie się zaczyna – zejście w dół, ku płaskiemu w tym miejscu brzegowi baaardzo szerokiej tu Wisły, z przepięknym widokiem na imponujących rozmiarów wiślane wyspy (bo brzeg przeciwny schowany za nimi jest prawie niewidoczny) i marsz wzdłuż łagodnie wznoszącej się skarpy.
Skarpa, czyli wysoki brzeg okazuje się być naprawdę wysoka, ścieżka prowadzi wśród drzew, coraz gęściejszych, i nagle zaczyna się coś w rodzaju crossu:
takie sinusoidalne góra-dół-góra-dół.
Zbiegamy (bo powoli zejść się zwyczajnie nie da ), podbiegamy (bo jak się człowiek nie rozpędzi, to czekałaby go mozolna wspinaczka: taka nie krok za krokiem, a stopa za stopą), ale nigdy tak nie jest, że rozbieg wystarcza na wbiegnięcie na kolejny grzbiet – ot, prawa fizyki :-D
Patrzę z podziwem na nasze Panie Wychowawczynie, które dzielnie sobie na tym przełajowym marszobiegu radzą.
Cóż - codzienny trening na rozległym obszarze różanostockiego kompleksu daje wyniki, a przecież niektóre z Pań pracują też w zaprzyjaźnionym ośrodku w Augustowie, gdzie codziennie pokonuje się pieszo… jeszcze większe odległości.
W każdym razie chłopcy są w swoim żywiole, wiadomo – młodość! Ciekawe, że w tym całym rozhulaniu się potrafią zwrócić uwagę na taki zdawałoby się drobiazg, żeby przytrzymać odgiętą gałązkę, która mogłaby wracając uderzyć osobę idącą/biegnącą za nimi.
Ktoś z tyłu proponuje wzięcie ode mnie prawie pustego plecaka, który tak naprawdę nie wiadomo po co ze sobą wziąłem, bo mi zwyczajnie przeszkadza, tak jak może przeszkadzać ziarnko piasku w bucie:
niby nic, a obrzydza życie.
Dzielnie odmawiam zaoferowanej pomocy, choć czuję, jak przez ten plecak pot mi pod koszulą spływa ciurkiem.
No tak, wiem, co mi w tym pustym plecaku tak ciąży: PESEL !
Wprawdzie pomiędzy poszczególnymi odcinkami trasy ks. Przemek zatrzymuje nasz rozciągnięty wąż na krótkie przerwy dla wyrównania oddechu, ale i chłopcy w końcu chyba z lekką ulgą witają pojawienie się po wyjściu ze stromego parowu kawałka płaskiej, mazowieckiej ziemi.
Nie muszę dodawać, że moja ulga jest nieporównanie większa, ale i satysfakcja też gdzieś tam się w feralnym plecaku plącze.
Powrót po równej, płaskiej drodze jest relaksem.
---------
W życiu też zbiegamy, upajamy się wrażeniami i jesteśmy przekonani, że co tam! - damy radę!
Że wystarczy nam pary, żeby znów podbiec, ale kiedy nagle, w najmniej oczekiwanym momencie jej nie wystarcza i trzeba się wdrapać – figa!
Brakuje tchu? Jakiś balast przeszkadza?
Nie chcę popaść w banał, ale to porównanie z naszym crossem jest jak najbardziej na miejscu:
idziemy przez życie, biegniemy, podbiegamy, zatrzymujemy się na krótko i znów pędzimy, nie zważając na tych, co za nami, obok nas, z przodu, a przecież nawet maszyny (już nie te z żelaza i stali, ale z najnowocześniejszych kompozytów wykonane) potrzebują okresowego przeglądu.
I taką szansą dla nas – zabieganych, znieczulonych, zestresowanych, zapatrzonych, obarczonych rożnymi bezsensownymi bagażami jest czas przez Wielkanocą, kiedy możemy się zatrzymać, spojrzeć wstecz, przed siebie - i na siebie.
I w siebie.
Rekolekcje to taka do wykorzystania tej szansy okazja.
#Czerwińsk #resocjalizacja #Różanystok #salezjanie #św. Jan Bosko #trudna młodzież #Wielkanoc
--------
Wszystkim naszym Czytelnikom, w tym szczególnym czasie życzymy wszelkiej radości, bo przecież jesteśmy odkupieni!
Inne tematy w dziale Rozmaitości