Z oddali polskie dysputy polityczne wyglądają nieco śmiesznie, nieco strasznie. Myślę o Wyroku ETPC ws. krzyży we włoskich klasach.
Czytałem, słuchałem rozmaitych argumentów; zarówno aprobujących i negujących orzeczenie ETPC i odnoszę nieodparte wrażenie, że wszyscy walczyli w swoistej i niemal ostatecznej bitwie ideologicznej; jedni o tradycje i wiarę, a drudzy o światłość umysłową i postęp. Mym skromnym zadaniem problem leży gdzie indziej, w zasadach fundamentalnych Unii Europejskiej. Zasady takie jak: decentralizacja władzy publicznej czy subsydiarność stoją w oczywistej opozycji do generowania wolności przez zakaz i nakaz, w szczególności w sferze wolności i praw człowieka i obywatela. Jeżeli Unia Europejska uczy obywateli państw członkowski tolerancji, poszanowania odmienności przez zakazywanie wieszania krzyża, gwiazdy Dawida, pół księżyca, to w sensie ścisłym nie toleruje ich przekonań, łamiąc ich wolności i prawa. Państwu, Unii nic do tego – po prostu – co wisi na ścianie w szkole mojego dziecka, ani obowiązek ani zakaz wieszania czegokolwiek nie jest sprawą, którą władza winna się zajmować. To nie państwo ma wychowywać moje dziecko, ja je wychowuję i w szkole będzie lub nie będzie wisiało, co ja i inni rodzice uznamy za stosowne.
Wiemy jednak, iż moje pojmowanie wolności i tolerancji stoi w opozycji do tych wartości w ujęciu ETPC, wszak owy trybunał zaciekle broni wszelakich mniejszości w duchu doktryny demokratyzmu w sposób wybiórczy i intencjonalny – ja nie. W demokratycznym państwie prawa większość stanowi o wielu sprawa z poszanowaniem praw i wolności mniejszości, wszystkich mniejszości. A zatem Unia, państwa winny bronić prawa do wieszania gwiazdy Dawida w każdej klasie i szkole, w której uczy się dziecko wyznania mojżeszowego, o ile rodzice tego dziecka sobie tego życzą. Postawienie sprawy na opak jest równoznaczne ze skierowaniem ideologicznego pociągu UE na tory ograniczania i łamania wolności w imię wolności i równości. Efektem tego procesu będzie wbicie uczniów w jednakowe umundurowanie intelektualne z emblematem: jestem zsocjalizowanym robotem, państwo mym ojcem, ETPC matką.
Niestety podobne zapędy uwidaczniają się i w Polsce. Zakazywanie eksponowanie symboli komunistycznych i faszystowskich obowiązkowa zamiana nazw ulic, niszczenie pomników itd., to nic innego jak odbieranie prawa mieszkańcom samorządów (gmin) do samostanowienia. W każdym polskim mieście jest ulica Tuwima, a ów komunistą był nie byle jakim, a zatem obligatoryjnie ulice Tuwima na Dmowskiego trzeba przemianować. Na Dmowskiego – zapyta rodak rodaka, wszak Dmowski to faszysta. Za prawdę powiadam wam, zakazywanie publikowania czy sprzedawania Mein Kaumpf czy Czerwonej Książeczki Mao jest równie złe z tym co jest w nich napisane. Jaką różnicę można spostrzec w paleniu książek i zakazie ich czytania?
Dziwne i śmieszne to społeczeństwo, które z jednej strony burzy się i stawia kosy na sztorc kiedy ktoś zbiera mu określone prawa i wolności, a z drugiej strony samo sobie je odbiera w imię demokracji i wolności.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka