Prawie wszystkim komentatorom umknęło doniosłe wydarzenie zeszłego tygodnia. Unia Europejska postanowiła sfinansować modernizację gazociągów tranzytowych na Ukrainie. To nie była decyzja czysto techniczna. Świadczy ona o tym, że wreszcie nasi partnerzy poważnie zaczynają myśleć o budowaniu prawdziwej unijnej polityki energetycznej. Na ostatnim szczycie UE naszemu rządowi udało się zmienić definicję zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego, teraz do uruchomienia pomocy unijnej wystarczy tylko, iż dostawy do jednego państwa będą zagrożone. Dostaliśmy także gwarancję, że z unijnego budżetu zostaną sfinansowane tzw. interkonektory, co oznacza, że w razie zagrożenia będzie można tłoczyć do nas gaz z Europy Zachodniej. Unia zainwestuje także w gazoport w Świnoujściu i pionierski projekt składowania dwutlenku węgla (tzw. czyste technologie węglowe) w Bełchatowie. Co najważniejsze, udało nam się zagwarantować pieniądze na realizację gazociągu Nabucco z regionu Morza Kaspijskiego przez Turcję do Europy, który być może w części uniezależni nas od dostaw z Rosji. Decyzja o inwestowaniu na Ukrainie oznacza także, że chcemy zwiększyć przewidywalność tranzytu przez ten kraj i częściowo uniezależnić się od Gazpromu.
Unia postanowiła zainwestować na Ukrainie niebagatelną sumę 2,5 miliarda euro do roku 2016. Dla porównania na nowe Partnerstwo Wschodnie w latach 2010-13 UE ma przeznaczyć jedną czwartą tej sumy. Unijna pomoc miałaby po pierwsze zwiększyć efektywność systemu tranzytowego – duża część funduszy miałaby zostać przeznaczona na finansowanie wymiany tłoczni, co zmniejszyłoby o połowę ilość gazu zużywanego na utrzymywanie ciśnienia w rurach. Jak pamiętamy, podczas ostatniego kryzysu gazowego Rosja i Ukraina kłóciła się o to, ile metrów sześciennych gazu jest koniecznych, aby ciśnienie było właściwe. Po drugie, dzięki zainstalowaniu nowych liczników pomiaru gazu, wreszcie Rosjanie nie mogliby formułować nieuzasadnionych oskarżeń o kradzież gazu. Po trzecie, Ukraiński Naftogaz byłby zobowiązany funkcjonować zgodnie z unijnym prawem energetycznym. Pełna przejrzystość mogłaby wyeliminować niejasne powiązania mafijno-biznesowe na styku polityki i gospodarki, a poza tym unijne firmy sektora energetycznego zapewniłyby sobie dostęp do ukraińskiego rynku. Po czwarte wreszcie, modernizacja ukraińskiego gazociągu mogłaby doprowadzić do zwiększenia przepustowości całego systemu tranzytowego, co mogłoby postawić cztery razy droższe inwestycje Gazpromu takie jak Nord Stream (gazociąg po dnie Morza Bałtyckiego), czy South Stream (gazociąg po dnie Morza Czarnego) pod znakiem zapytania.
Rosjanie są wściekli. Przedstawiciele Gazpromu, którzy uczestniczyli w podpisaniu umowy miedzy Ukrainą, a UE jako obserwatorzy, ostentacyjnie wyszli z sali. Putin grzmiał w Soczi, że będzie zmuszony zrewidować stosunki z UE, jeśli nie uwzględnimy gazowych interesów Moskwy na Ukrainie. Po ostatnich decyzjach dotyczących Partnerstwa Wschodniego Rosjanie oskarżyli Unię o budowanie strefy wpływów. A tymczasem ostatnie posunięcia UE oznaczają po prostu, że nasi partnerzy wyciągnęli wnioski z kryzysu w Gruzji i Ukraińsko-Rosyjskiego sporu o gaz. Nasze wspólne zaangażowanie na Ukrainie odsuwa groźbę podobnych problemów w Naddniestrzu, czy na Krymie. W ostatnich miesiącach z Brukseli nadchodziły niepokojące sygnały dotyczące zarówno polityki sąsiedztwa, jak i polityki energetycznej. Po decyzji sprzed kilku dni możemy spać odrobinę spokojniej. Przynajmniej do majowego szczytu UE-państwa wschodniego sąsiedztwa.
Inne tematy w dziale Polityka