Rybitzky Rybitzky
35
BLOG

Pożyteczny

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 16

Papier podobno nie płonie, ale ten z esbeckich teczek palił się bardzo dobrze. Płomienie tańczyły wesoło, pochłaniając raporty, meldunki, szkice i zdjęcia – efekty wielu lat ciężkiej pracy funkcjonariuszy Organów.

Wpatrzeni w ogień esbecy mieli w większości nietęgie miny. Ale w oczach kilku wyższych rangą oficerów można było dostrzec błysk zadowolenia. Oni wiedzieli, że nic strasznego się nie dzieje. Ognisko było tylko spektaklem.
 
***
 
- Gratuluję, panie pośle – pułkownik uśmiechnął się szeroko. – Wygraliście!
 
- Bez żartów – skrzywił się świeżo upieczony parlamentarzysta. – Czego pan ode mnie chce?
 
- Mam dla pana dobrą wiadomość – pułkownik nie przestawał się uśmiechać. – Pewne materiały posłużyły nam do pieczenia kiełbasek…
 
- O! – dotąd ponury poseł wyraźnie się ożywił. Dobrze wiedział, co od kilkunastu dni robią pracownicy MSW. – Nie ma już… tych materiałów?
 
- Tak… i nie.
 
- Coo? Arrgh! – poseł niemal zadławił się kawą. Odkaszlnął kilka razy, zachlapując sobie koszulę. Pułkownik patrzył na to widowisko spokojnie. W końcu polityk odzyskał oddech:
 
- Jak to „nie”? Nie spalili ich!?
 
- Ciszej panie pośle, ciszej… Pan to zawsze tak musi krzyczeć?
 
W odpowiedzi poseł tylko warknął wściekle.
 
- Cóż, widać pan musi – filozoficznym tonem kontynuował pułkownik. – Materiały wylądowały w ognisku, ale pan okazał się dla nas kimś specjalnym. Dlatego kopia materiałów jest w miejscu, gdzie żadnego ogniska nie możemy urządzić.
 
- To znaczy?
 
- To znaczy na Łubiance.
 
Poseł zaczął przeraźliwie kląć, nie zważając na zszokowane spojrzenie kelnerki, która akurat podeszła do stolika. Pułkownik dał dziewczynie banknot i klepnął w tyłek, żeby się zwinęła. Następnie, już nie uśmiechnięty, spojrzał w lekko szalone oczy polityka:
 
- Panie pośle, był pan po prostu bardzo dobrym agentem. Czy raczej prowokatorem. Wspaniale pan nam wystawił elementy ekstremistyczne. Mieliśmy co robić po zabiciu ostatnich partyzantów. Pewni ludzie wiedzieli, że pan daleko zajdzie… - pułkownik sięgnął po ciastko i skruszył je w dłoniach.
 
– I powiem panu coś, to nie jest koniec. Pan może dotrzeć dużo dalej… Przy naszej dyskretnej pomocy.
 
- Jakiej „waszej”? Już nie ma żadnych „was”! – bohater antykomunistycznej opozycji dumnie zadarł głowę.
 
- Owszem, jesteśmy – pokiwał głową pułkownik. – Po postu zamieniliśmy firmę na stabilniejszą. Filia ma problemy, ale centrala przecież działa. I nadal będzie działać.
 
Poseł przez chwilę trawił usłyszane informacje w milczeniu. Potem rzekł tylko:
 
- Rozumiem.
 
- No i świetnie – rozpromienił się pułkownik. – Będziemy pracować nadal, bardzo się cieszę. Ale proszę się nie bać, to będzie inna robota. Już do tej pory widywaliśmy się rzadko, a teraz nie będziemy się widzieć w ogóle. My będziemy panu pomagać z daleka i nie zażądamy ni w zamian. Oczywiście, do czasu…
 
***
 
Oficer miał rację, przez kolejne lata poseł żył życiem całkowicie wolnego człowieka. Polityk zaczął myśleć, że naprawdę jest wolny Pułkownik zresztą zmarł kilka lat po rozmowie na temat ognisk. Wydawało się, iż pękła ostatnia nić łącząca dawnego prowokatora z Firmą. Aż nadszedł wrzesień i okazało się, że Firma nie zapomniała.
 
***
 
Słynny polityk stanął przed kamerami, potoczył lekko szalonym wzrokiem i zaczął mówić.
Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka