Czytając najnowszy wpis Azraela żałuję, iż blogosfera nadal nie wywalczyła sobie należnego miejsce w sferze publicznej. Gdyby Azrael (czego mu jednak, przyznam, niezbyt życzę) stał się ogólnopolską gwiazdą, to jego tekst śmiało mógłby stać się listem otwartym „elit” do społeczeństwa. Tytuł listu brzmiałby, oczywiście: Polacy, jesteście hołotą.
Sądzę, że wiele „autorytetów moralnych” z ochotą podpisałoby się chociażby pod takimi słowami:
Nie może polska elita intelektualna, która zbudował swoją pozycję na otwartości, wolności umysłu i niezależności od doktryn i nacisków ( i w latach komunizmu, i teraz, kiedy mamy zbydlęcenie pojęć moralnych), pozwolić na to, aby jej poglądy, opinie, sądy, zostały zastąpione przez elitę wykreowaną przez motłoch. Motłoch ma to do siebie, jak bagno, że poruszony wypuszcza z siebie smrodliwe bąble, które pękając wydają nieprzyjemnie dźwięki. Hołota może odczuć, że oto właśnie rodzi się nowa elita, nowe myślenie, proste i miłe, które hołocie się podoba. I tak właśnie miałyby powstać nowa elita, która by reprezentowała WIĘKSZOŚĆ. Tylko, że większość nie jest elitą…
Tak, to miód na uszy różnych Kutzów, Zanussich lub Blumsztajnów. Poparliby Azraela bez wahania w walce z tym ciemnym, odrzucającym ich zasługi ludem. Nawet by nie pomyśleli, że tym bardziej zniechęcają do siebie „motłoch” – tak samo jak nie myślą o tym teraz, gdy bezczelnie bronią oskarżonego o seks z nieletnią Polańskiego.
Pod moim wpisem na
temat upadku tzw. „autorytetów moralnych” pojawiało się kilka komentarzy zarzucających mi, iż w ogóle używam terminu „elita”. Najwyraźniej niektórzy moi czytelnicy są mniej uważni, gdyż od samego początku istnienia mojego bloga nieprzypadkowo zapisuję termin „elita” w cudzysłowie. Powód tego jest prosty – w naszym kraju nie ma bowiem elity w pełnym tego słowa znaczeniu. Są co najwyżej ludzie za elitę się uważający i starający się utrzymać przekonanie o swej elitarności wśród społeczeństwa.
Przez bardzo długi czas polskim „elitom” rzeczywiście udawało się zachować dominujący status – także dzięki legitymizacji ze strony społeczeństwa. Tak było do początków XXI wieku, gdy strukturą „elit” zachwiała „afera Rywina”. Wielu Polaków mogło się przekonać, jak naprawdę wygląda życie publiczne w naszym kraju.
„Afera Rywina” zachwiała jednak głównie pozycją „elit” politycznych (i tak niezbyt wysoko ocenianych). Tymczasem obserwowana obecnie „afera Polańskiego” niszczy pozycję „elit” artystyczno-intelektualnych. I jest o tyle ciekawe, iż „elity” niszczą się tak naprawdę same – w spektakularny sposób ukazując swoją amoralność oraz oderwanie od społeczeństwa.
Azrael tego nie rozumie i można się tylko domyślać dlaczego. Swój wpis zatytułował Nie chcemy nowej elity, być może należy więc do tej, coraz mniejszej, grupy Polaków uważających, iż (z bliżej nieokreślonych powodów) obecna „elita” jest czymś stałym i nienaruszalnym.
Rzecz jasna, taki pogląd jest niezgodny z logiką funkcjonowania społeczeństw. Już sto lat temu włoski socjolog Vilfredo Pareto wykazał w jaki sposób formują się elity. Według jego „teorii krążenia elit” na szczytach społecznej hierarchii dochodzi do nieustannej wymiany elit. Lepsi wypierają słabszych, potem gnuśnieją i ustępują pola kolejnym (ewentualnie przegrywają z poprzednimi elitami, które odzyskały siły). Proces ten rzeczywiście można zaobserwować w wielu państwach świata – zarówno demokratycznych, jak i autorytarnych. Polska na tym tle wydaje się ewenementem, bowiem we wszelkich sferach życia od całych dekad mamy do czynienia z dominującą pozycją tych samych grup ludzi.
Pareto podkreślał, iż kandydatami do elitarności są osoby najlepsze w swojej dziedzinie (dosyć oczywiste spostrzeżenie). Tymczasem popatrzmy na te wychwalane przez Azraela „elity” kulturalno-inetelektualne. Jakie poziom reprezentują ci ludzie? Cały polski przemysł filmowy to jedna nominacja do ważnej nagrody raz na kilkanaście lat. A polska nauka to jeden artykuł w prestiżowym „Science” raz na kilka-kilkanaście miesięcy.
To, co w Polsce kazano uznawać za „elitę” jest pustym, obskurnym kartonowym pudłem obwiązanym różową wstążką. Jedynym sukcesem tej „elity” – chociaż przyznajmy, iż robiącym wrażenie – jest fakt, że przez wiele lat potrafiła utrzymać swą dominującą pozycję. I, być może, to akurat jest dowód na to, iż Polacy to faktycznie „hołota”. Pokażmy więc, że nie jesteśmy godnym wzgardy motłochem i wyrzućmy naszą „elitę” do śmieci.
Inne tematy w dziale Polityka