Rybitzky Rybitzky
34
BLOG

"Wyborcza" walczy z wykształciuchami!

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 17
Pewnym zaskoczeniem jest fakt, iż obecnie największym wrogiem wykształciuchów stała się redakcja „Gazety Wyborczej”. Od pewnego czasu dziennik ten zajmuje się zdradzaniem dosyć oczywistych (ale dotąd głęboko skrywanych) prawd na temat polskiego systemu edukacji. Wykazuje pazerność i miernotą pracowników naukowych oraz głupotę studentów, marzących tylko o papierku, a nie o wykształceniu.
 
Zaraz, zaraz – powie ktoś. „Wyborcza” pisze tylko o uczelniach prywatnych. Tak, jakby na państwowych było lepiej – a wcale nie jest. Oczywiście, ale przecież hipokryzja to dla redakcji tej gazety stan naturalny. Oni nie mogą inaczej. Co nie zmienia faktu, że i tak piłują gałąź, na której sami siedzą.
 
Nie ma bowiem czegoś takiego, jak pracownicy naukowi uczelni prywatnych. Ci wszyscy rektorzy i wykładowcy różnych Wyższych Szkół Gotowania na Parze biorą się z uczelni posiadających „renomę”. I znaczna część z nich od lat pełni w „GW” oraz innych mediach uświęconą funkcję „autorytetów”.
 
Zresztą, pierwszy tekst „Wyborczej” poświęcony edukacji tyczył się środowiska akademickiego w całości. Piotr Pacewicz w My, wspaniali wykładowcy, w naszych superuczelniach pisal chociażby o powszechnym w naszym kraju ściąganiu:
 
Polskim czy może postkomunistycznym couleur locale jest ściąganie - aż 54 proc. studentów przyznaje się bez żenady, że "w ich grupie się ściąga" (minimalnie częściej w uczelniach niepublicznych). Jeszcze ciekawszy jest kolejny donos - 39 proc. twierdzi, że zdawali egzamin, na którym prowadzący ściąganie tolerował (tym razem częściej w uczelniach publicznych - 43 proc., w niepublicznych - 32 proc.).
 
Dopiero po tym pierwszym artykule miażdżącym polskie uczelnie en masse „Wyborcza” skupiła się, nie wiedzieć czemu, na szkołach prywatnych. Czyżby redakcja przestraszyła się tego, w jakim kierunku poszła? W „GW” jest kilku sprytnych ludzi. Musieli zauważyć, iż nagle zaczęli pracować na rzecz udowodnienia tez Ludwika Dorna, który rozpropagował w Polsce pojęcie „wykształciucha”.
 
Jak wiemy, skuteczna akcja propagandowa mediów (z „Wyborczą” na czele) przekonała Polaków, że Dorn obraził środowisko inteligenckie. W rzeczywistości trzeba być naprawdę inteligentem, by wiedzieć, iż Dorn nie mówił o konkretnej grupie ludzi. Bynajmniej nie o inteligencji, a nawet nie o osobach do inteligencji aspirujących. Nie, „wykształciuch” to człowiek, którego oficjalne wykształcenie oraz pozycja społeczna daleko wykraczają poza jego zdolności intelektualne.
 
Ludzie takich mamy w Polsce sporo i bynajmniej nie należą oni do najmłodszego pokolenia. Wykształciuchy to głównie osoby, które zdobyły tytuły naukowe dzięki komunistycznej protekcji. To wykształciuchy zastąpiły miejsce dawnych, prawdziwych elit. A teraz przekazują swoje „wzory” dalej. Dlatego, między innymi, nasz system edukacyjny wygląda tak, jak wygląda. Dla ludzi wypromowanych niegdyś za swą miałkości i usłużność nie jest ważna rzeczywista praca naukowa – nie mają o niej zresztą pojęcia. Ważna jest kasa, kasa i jeszcze raz kasa. A czasem występ w TV.
 
Temat podjęty przez „Wyborczą” wart byłby kontynuacji chociażby przez polityków PiS (prężcież niegdyś debata o wykształciuchach bardzo ich rozpalała) lub inne media. Sądzę jednak, iż tym razem problem zostanie szybko zakopany. „Wyborcza” zdaje się zaczynać rozumieć popełniony błąd, a inni najwyraźniej już się przyzwyczaili, że wykształciuchy stare i nowe to sól polskiej ziemi.
 
Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka