O panu w kapeluszu zwanym „premierem z Krakowa” już prawie zapomniałem. Wprawdzie Jan Rokita podobno udziela się ostatnio coraz więcej w telewizji, lecz jakoś nie było mi dane trafić na program z jego udziałem. Aż do dzisiejszego wydania „Faktów po Faktach”.
Należy zaznaczyć jedną rzecz – ogólnie Rokita mówił dosyć interesujące rzeczy. Oczywiście, traktowanie go jako źródła informacji o wewnętrznych wydarzeniach w Platformie (jak próbowała czynić Justyna Pochanke) jest błędem. Rokita już dawno tkwi na bocznym torze, co zresztą sam jasno stwierdził. Jednakże jako publicysty nawet miło byłoby go słuchać – gdyby dysonansu nie wprowadzały bzdury wygadywane przez „premiera z Krakowa” na początku wywiadu.
Otóż redaktor Pochanke zapytała Rokitę o news dnia, czyli wyznaczenie wielomilionowej kaucji za Romana Polańskiego. I wówczas ten polityk, którego nawet trochę lubiłem, odparł, iż to dobra wiadomość i jest dumny, że wielki Polak będzie na wolności. Owszem, to niezbyt sprawiedliwe, ale, he, he, nie od dziś wiadomo, że wielcy mają na tym świecie lepiej.
Ktoś mógłby rzec, że to tak naprawdę drobna sprawa. Jakie ma znaczenie sposób oceniania Polańskiego przez Rokitę? Cóż, moim zdaniem ma spore znaczenie. Sprawa Polańskiego dosyć niespodziewanie dała nam dużo do myślenia o moralnej kondycji polskich elit. To, w jaki sposób poszczególni artyści, politycy, dziennikarze mówili i mówią o Polańskim ukazuje, iż dla części elit można być gwałcicielem dzieci – byle „swoim”. To nawet nie jest mentalność plemienna, to jest mentalność azjatyckiej hordy.
Rokita nie bronił Polańskiego jak Zanussi. Zdawał się sugerować, że reżyser postąpił źle. Tyle tylko, że nawet mimo tego Rokita odczuwa „dumę z wielkiego rodaka”. To chyba jeszcze bardziej przerażające niż gdyby dawny lider Platformy po prostu stwierdził, iż gwałcenie małych dziewczynek jest OK.
Inne tematy w dziale Polityka