Polska Plus zamierza być alternatywą dla PiS oraz PO. Rzecz jasna, nie będzie. Nowo powstające ugrupowanie jest pozbawione szans nie z powodów ideologicznych, lecz kadrowych.
Program Polski Plus (swoją drogą, politycy w naszym kraju mają talent do wymyślania zabawnych nazw partii) może się nawet podobać. Ludwik Dorn (nazwany już przez redaktorów Mazurka i Zalewskiego "Simplusem") mówił w weekend o konieczności reformowania państwa, bo obecna forma funkcjonowania głównych polskich instytucji się wyczerpała. Jak się wydaje, działacze Polski Plus odrzucają III RP, ale poza samym negowaniem mają pewną koncepcję pozytywistyczną.
Oczywiście – łatwo głosić szczytne idee siedząc na kanapie. Bez wątpienia jednak Polska znajduje się obecnie w niezwykle istotnym momencie swoich dziejów. Osiągnęliśmy założone przed laty strategiczne cele – członkostwo w NATO, UE, strefie Schengen, lecz odbyło się to wielkim społecznym kosztem. I nie chodzi mi bynajmniej o np. przeklęty przez niektórych plan Balcerowicza, tylko o ogólne osłabienie państwa i jego struktur. Polska jest jak maratończyk po wykańczającym biegu. Czas zregenerować siły i wybrać sobie nową trasę.
PO oraz PiS nie są w stanie stworzyć przekonującej wizji Polski za 30 lat. Nie wiadomo nawet, czy mają plan, jak nasz kraj ma przez kolejne dekady skutecznie funkcjonować. W takiej sytuacji polityczna alternatywa jest na polskiej scenie politycznej niezbędna. Dlaczego nie miałoby nie być ugrupowanie o nazwie kojarzącej się z telefonią komórkową?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Polskę Plus tworzą ludzie, którzy działają w polityce od lat. Większość z nich nie zajmowała się nigdy żadną tzw. "uczciwą pracą". Za każdym "simplusem" ciągnie się długa lista wpadek, zaniechań, błędów. Czemu nagle oni mieliby stanowić siłę zdolną przekonać Polaków do konieczności wielkich zmian?
Dorn, Ujazdowski, Polaczek, Libicki i inni są skończeni na samym starcie. Chociażby dlatego, że kiedy oni tkwili w politycznej lodówce, rzeczywistość sceny publicznej mocno się zmieniła. Dorn może jeszcze rozumie, że pora na Internet i nowoczesny marketing, ale reszta to dinozaury – w dodatku pozbawione zębów.
Jedynymi ludźmi, którzy mogą zaproponować wizję silnej, nowoczesnej, ale i konserwatywnej Polski, są ci, którzy będą w tym kraju naprawdę żyć. To znaczy – reprezentanci pokolenia 20-30 latków. Tyle, że, jak już dobrze wiemy, akurat ci ludzie mają wszystko gdzieś. Dlatego dinozaury mogą dalej wiercić się na swoich kanapach.
Inne tematy w dziale Polityka