Kilka lat temu mieliśmy wśród dziennikarzy modę na słowo „Watergate”. Nawiązywano do słynnej amerykańskiej afery przy każdej okazji związanej z wpadkami polityków PiS lub „przystawek”. Nawet przy okazji negocjacji między Adamem Lipińskim a Renatą Beger – mimo iż nie było w nich nic nielegalnego. O, wtedy termin „polskie Watergate” sypał się z gazet i ekranów telewizorów praktycznie bez przerwy.
Tymczasem w przypadku jak najbardziej rzeczywistej afery – afery hazardowej – nikt z dziennikarzy o „polskim Watergate” nie mówi. A przecież tym razem użycie takiego ostrego sformułowania byłoby jak najbardziej uzasadnione – w świetle tego co już o sprawie wiedzieliśmy, a tym bardziej tego, co dziś mówi Mariusz Kamiński.
Z zeznań Kamińskiego wyłania się jasny obraz ścisłych powiązań między hazardowymi biznesmenami oraz częścią ważnych polityków PO. Co więcej, jest coraz bardziej prawdopodobne, iż premier Donald Tusk całkowicie zlekceważył ostrzeżenia szefa CBA i nie podjął działań przeciw swoim ludziom. Nie znaczy to bynajmniej, że Tusk sam wziął udział w nielegalnych praktykach – przynajmniej do czasu, aż postanowił chronić swoich ludzi.
Tym samym afera hazardowa do złudzenia zaczyna przypominać właśnie amerykańską Watergate. Tam również wszystko zaczęło się od współpracowników szefa rządu (tzn. prezydenta) i ich wpadki. Postawiony przed faktami dokonanym Nixon zdecydował się iść w zaparte w obronie swego dworu.
Jak pamiętamy, Nixon nie został ukarany od razu. Proces upadku tego polityka rozciągnął się na kilkadziesiąt miesięcy. Ostatecznie jednak prezydent – nie taki przecież zły – musiał ustąpić ze stanowiska i zrezygnować z polityki.
Tusk podążył już śladem Nixona. I, prędzej, czy później, dotrze do tego samego celu – morza hańby i kompromitacji.
Inne tematy w dziale Polityka