Polityka jest walką. Można dodać – brutalną i pozbawioną reguł. Ale przecież każda prawdziwa walka (nie będąca sportem) polega na łamaniu zasad, a nie ich dotrzymywaniu. Średniowieczni rycerze bawili się w konwenanse na turniejach. W bitwach zaś robili wszystko, by zadać sobie śmierć. Okładali się nawet złamanymi kopami i połamanymi mieczami. Pewnie nawet wsadzali sobie palce do oczu. Bo tak to jest starciu na śmierć i życie.
Wyobraźmy sobie jednak sytuacje, gdy rycerz wychodzi na pole walki, a tu czeka na niego błazen. I błazen ten, przepraszam za dosadność metafory, sam sobie robi dobrze. Tak, to właśnie czyni – zsunął pludry i grzebie sobie między nogami. Przy aplauzie zgromadzonej wokół publiczności.
Co ma w takiej sytuacji zrobić wojownik? Walka walką, ale przecież zmierzenie się z takim plugawym stworzeniem byłoby hańbą dla każdego. Dlatego jedyne rozwiązanie, to po prostu odwrócić się i odejść.
W takiej właśnie sytuacji znalazł się dziś poseł Joachim Brudziński. Okazało się, że w Radiu Zet miałby się spotkać na polu politycznej walki z posłem Januszem Palikotem. Palikot, lubujący się w spermie, penisach i świńskich łbach jest właśnie niczym ten błazen, publicznie masturbujący się na oczach rozbawionego tłumu.
Niby czemu brać udział w takim spektaklu? PiS przez długi czas napędzał Palikota, nerwowo reagując na jego wątpliwej jakości happeningi. Bojkot tej postaci jest jak najbardziej trafnym posunięciem. Niech wielbiciele błazna sami się z nim zabawiają. Jak żałośnie im to wychodzi ukazuje nagranie ze studia Radia Zet:
Brudziński wyszedł, narażając się, rzecz jasna, na oskarżenia o ucieczkę i tchórzostwo. Lecz czy uniknięcie opryskania spermą jest tchórzostwem? W programie Moniki Olejnik nie dziwi brak Brudzińskiego. Dziwi raczej obecność innych polityków, a zwłaszcza Aleksandra Szczygło.
Inne tematy w dziale Polityka