...nie mógłby wówczas stworzyć filmu "Autor Widmo" ("The Ghost Writer") – największego gniota w swej karierze. Wcześniejsze aresztowanie reżysera uchroniłoby go przed kompromitacją, a widzów ocaliłoby przed stratą czasu oraz pieniędzy.
Polański zgwałcił dziewczynkę, ale filmy kiedyś robił dobre. Dlatego dołożyłem mu się na adwokata i obejrzałem "Autora Widmo". Niestety, nowe dzieło twórcy "Chinatown" i "Frantic" to kompletne dno.
Podstawową wadą "The Ghost Writer" nie jest nawet skrajna niechęć do Ameryki (cóż, Polański raczej nie lubi USA), mimo iż rzutuje ona na artystyczną wartość filmu. Miejscami "Autor Widmo" przypomina bowiem prymitywną propagandową agitkę z czasów ZSRR. W tym przypadku jest to agitka o premierze Wielkiej Brytanii Adamie Langu (Pierce Brosnan) wysługującym się złym Amerykanom.
Jednakże nawet agitki mogą robić wielkie wrażenie. Tymczasem "The Ghost Writer" jest po prostu kiepskim filmem, którego scenariusz rozłazi się w szwach, a niektóre zwroty akcji budzą pusty śmiech (niewykluczone, że część winy ponosi pierwowzór, czyli książka Roberta Harrisa) .
Oto bowiem w kluczowym momencie filmu (UWAGA! SPOILER! - chociaż nie taki duży), pogrążony w matni główny bohater (czyli tytułowy Ghost Writer grany przez Ewana McGregora) znajduje kluczowy dowód... poprzez wyszukiwarkę Google. W dodatku jest to dowód, o którym żadna z pozostałych postaci nie ma pojęcia. Mianowicie Ghost Writer dowiaduje się w internecie, że jeden z bohaterów drugoplanowych był rezydentem CIA – i nagle doznaje olśnienia. Ja też doznałem olśnienia i poczułem, że chce wyjść z kina. Zostałem jednak licząc na to, że Polański wkrótce sam wyśmieje zgooglowany "dowód". Niestety, nic z tego. Google wygrało. (Jako ciekawostkę można podkreślić również to, iż wszystkie postacie bez skrępowania rozmawiają przez telefony komórkowe podając swoje plany – nawet wtedy, gdy już wierzą w spisek wszechmocnej CIA.)
Idiotyczne jest również zakończenie filmu oraz jeszcze kilka innych motywów. Mimo to recenzenci filmowi są zachwyceni "mistrzostwem" Polańskiego i porównują "Autora widmo" do najlepszych dzieł tego reżysera. Czy wszyscy nagle oślepli? Wojciech Orliński z "Gazety Wyborczej", kawiorowy lewak, nie ukrywa przynajmniej, że jego kręci wizja postawiania przed sądem Adama Langa (mocno stylizowanego na Tony'ego Blaira). Czy jednak miła lewakom wymowa polityczna ma przesłaniać artystyczną wartość filmu? Cóż, najwyraźniej tak.
W takim razie jednak przeprowadźmy mały myślowy eksperyment. Wyobraźmy sobie, iż ktoś w Polsce kręci film o premierze Rzeczpospolitej będącym na usługach obcego wywiadu, na przykład niemieckiego, rozpracowanym dzięki tekstowi w internecie. Co o takim dziele napisaliby recenzenci "Gazety Wyborczej"?
Inne tematy w dziale Polityka