W polityce cynizm jest, niestety, czynnikiem niezbędnym do działania. Nie da się osiągać zamierzonych politycznych celów bez stosowania środków budzących moralne wątpliwości. Czasem trzeba kogoś zmusić, czasem przestraszyć, innym razem okłamać. Prosty przykład: Polska nigdy nie odzyskałaby wolności, gdyby Józef Piłsudski najpierw nie współpracował z zaborcami, a później by ich nie zdradził.
Jednakże męża stanu od drobnego cwaniaka różni to, że posługuje się cynicznymi realizując cele najistotniejsze dla narodowej racji stanu. Ma określoną wizję i ku niej dąży – często i po trupach. Warto pamiętać, że Machiavelli stworzył postać Księcia jako wzór przyszłego twórcy zjednoczonych Włoch – bynajmniej nie miał zamiaru opiewać czystego cynizmu.
Tymczasem cwaniaczek może bardzo sprytnie posługiwać się politycznymi narzędziami, być makiawelicznym – ale tylko po to, by dzięki władzy realizować interesy własne oraz swoich kolegów.
Politycy aspirujący na mężów stanu muszą jednak pamiętać, by nie zatracić się w amoralności. Richard Nixon mógłby przejść do historii jako jeden z najwybitniejszych prezydentów USA. Jednakże sprowadził na siebie piętno hańby – najpierw ulegając pokusie stosowania niezbyt etycznych środków, a następnie próbując nieudolnie wyjść z kryzysu.
Zwycięzców się bowiem nie sądzi. Gdyby Nixon – nawet po ujawnieniu afery Watergate – wyszedł z niej obronna ręką (a było to możliwe) nigdy nie musiałby składać urzędu, a samą aferę z czasem zredukowano by do niewielkiego skandalu.
Polityk, jeśli nie chce skończyć jako historyczny przegrany lub zepsuty cwaniaczek – musi łączyć działanie cyniczne i bezwzględne z precyzją i skutecznością. Cóż z tego, że kandydat na Księcia opowiada się po stronie szczytnych idei, ma wizję i szereg dobrych pomysłów – skoro ostatecznie wszystkie jego plany (początkowo wyglądające dobrze) kończą się klęskami, często kompromitującymi? Co to za Książę, który prowadzi armię łapserdaków od jednej kompromitacji do drugiej? Wielkie słowa i święte sztandary nikomu jeszcze nie pozwoliły wygrać, jeśli żołnierze ciągle zapominają wziąć proch na bitwę.
Wiemy, że Polsce, tak jak niegdyś Italii, trzeba Księcia, który wyplącze kraj z sieci zarzuconej przez sprzysiężenie drobnych cwaniaków. Księciem nie musi być jeden człowiek – nawet nie może, czasy teraz inne. Księciem powinno być silne ugrupowanie polityczne, posiadające nie tylko mocną postawę aksjologiczną, ale też zdolne do skutecznego działania. Takie, które zdobędzie władzę, a później odda ją dopiero wówczas, gdy zrealizuje swoje cele.
Niestety, w Polsce takiego upragnionego Księcia nie ma. Są tylko cyniczni cwaniacy oraz grupka szlachetnych naiwniaków. Ci pierwsi grają w swoją grę. Ci drudzy starają się obejść leżące na ścieżce grabie – lecz zawsze kończą z guzami na swych czołach.
***
Na podobny temat pisałem półtora roku temu (Krótkie rozważania nad „Księciem”). Od tego czasu zmieniło się tak niewiele, że spokojnie jako puentę mogę zacytować zakończenie tamtego wpisu:
Mój postulat jest jednak jeden, praktycznie niezmienny od początku istnienia tego bloga: jeśli politycy PiS wiedzą, że wrogowie są potężni, to niech nie ułatwiają im zadania. Niech nie pozwalają sobie (przez niedbałość lub brak wyobraźni) na popełnianie jakichkolwiek niewymuszonych błędów. Ich po prostu na to nie stać.
Inne tematy w dziale Polityka