Idiotyzmy politycznej poprawności nie przestają mnie zaskakiwać. Kiedy rano czytałem papierową (tak zachwalaną dziś przez Toyaha) „Gazetę Wyborczą” moją uwagę zwrócił głównie tekst z drugiej strony o „Allegro zarabiającym na handlu nazistowskimi pamiątkami”.
„Wyborcza” już od kilku dni atakuje Allegro.pl oskarżając ten portal o czerpanie zysków z prowizji od sprzedaży „nazistowskich produktów”. Oczywiście natychmiast znaleźli się wolontariusze oraz „autorytety moralne” gotowe skarcić tak barbarzyńskie praktyki. W mojej głowie pojawiło się zaś kilka pytań:
1. Polacy mogą kupować „nazistowskie pamiątki” poprzez Internet w wielu rozmaitych sklepach. Ponadto na Allegro.pl nie ma nic więcej z tego, co można chociażby dostać na Placu Nowym na krakowskim Kazimierzu. Tamtejsze targowisko wypełniają oryginalne i podrobione gadżety z czasów III Rzeszy: głównie noże i ordery, ale także np. opakowania na pudełka zapałek z emblematami SS. Podobne przedmioty można znaleźć zresztą w wielu krakowskich antykwariatach oraz sklepach z militariami. Dlaczego więc akurat Allegro znalazło się pod pręgierzem? Czyżby Agora szykowała swój własny portal aukcyjny? Ostatnio taka nagonka miała miejsce, gdy wydawca „GW” stworzył własny portal społecznościowy i gazeta „której nie jest wszystko jedno” zaczęła nagonkę na Naszą Klasę.
2. I co właściwie znaczy „nazistowska pamiątka”? W III Rzeszy nazistowska symbolika znajdowała się dosłownie wszędzie – a zwłaszcza na broni i rozmaitym sprzęcie. Czy więc np. niemiecki hełm (oryginalny lub kopia) wymalowany w barwy SS to nazistowski przedmiot, którego sprzedaż powinna być zakazana? Albo wspomniane opakowanie na zapałki – czy trzeba wyłapać kupców z Placu Nowego za propagowanie nazizmu?
3. Oczywiście nasuwa się też pytanie: a dlaczego tylko nazistowskie „pamiątki” mają być zakazane? Co z licznymi precjozami komunistycznymi? Ich na Allegro i w antykwariatach jest równie dużo. Na wrocławskim targu staroci (bo na krakowskim nie) Lenina i Stalina znalazłem niegdyś pod znacznie większą ilością postaci niż Hitlera. Mundurów i czapek z czerwonymi gwiazdami można u nas kupować na tony. Czemu swastyka jest złem, a sierp i młot już nie?
I na zadaniu powyższych pytań mój zaplanowany rankiem wpis miał się zakończyć. Jednakże zajrzałem wieczorem do internetu i zapoznałem się ze wspomnianym na wstępie, a opisanym przez Karnigore Kanibala idiotyzmie. Otóż w wersji internetowej artykułu „GW” o Allegro.pl ilustruje go zdjęcie sprzedawanego w portalu aukcyjnym… niemieckiego Krzyża Żelaznego z 1914 roku.
Cóż, można by powiedzieć, iż Das Eiserne Kreuz został skompromitowany w latach II wojny światowej. Może i tak, ale w takim razie „Gazeta Wyborcza” powinna ustalić jednolitą taktykę. Oto bowiem niemal równo rok temu znana publicystyka wrocławskiej „GW” Beata Maciejewska gorąco broniła Żelaznego Krzyża przed skojarzeniami z nazizmem:
Krzyż Żelazny miało wielu polskich oficerów walczących w czasie I wojny światowej w armii niemieckiej. Choćby wiceadmirał Józef Unrug, dowódca Obrony Wybrzeża w kampanii wrześniowej. Warto też pamiętać, że dzisiaj stylizowany Krzyż Żelazny jest symbolem niemieckich sił zbrojnych, z którymi polska armia pozostaje w sojuszu.
Maciejewska napisała te słowa broniąc muzeum we wrocławskim Pałacu Królewskim – dawnej rezydencji królów pruskich. W jednej z komnat Pałacu Fryderyk Wilhelm III ustanowił 17 maja 1813 roku order Żelaznego Krzyża. Obecnie jest to centralny punkt ekspozycji we wrocławskim muzeum. Możemy obejrzeć kopię dokumentu ustanawiającego order, jeden z pierwszych orderów i cały zbiór Krzyży z różnych epok. Wzbudziło to zresztą kontrowersje zarówno we Wrocławiu, jak w krajowej prasie – które wydrwiła właśnie „Gazeta Wyborcza”.
A teraz okazuje się, że jednak Żelazny Krzyż to nazizm, a nie symbol sojuszników. Naprawdę, można się w tym pogubić.
Inne tematy w dziale Polityka