To miał być znacznie dłuższy tekst. W notesie spisałem wędrówkę po ogarniętym przygotowaniami do pogrzebu pary prezydenckiej Krakowie. Lecz nieco dramatyczna końcówka wieczoru sprawia, że teraz muszę skoncentrować się właśnie na niej.
Pod słynnym papieskim oknem na Franciszkańskiej 3 znów zebrali się przeciwnicy pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Tym razem mieli mniej miejsce, bo franciszkanie ogrodzili należący do nich placyk i ustawili na nim wielki krzyż ze zniczy. Siłą rzeczy, demonstranci (około 80-100 osób) stłoczyli się na chodniku, otoczeni kordonem policji.
Początkowo nie zamierzałem się zbliżać do tej grupy – głównie dlatego, że nie chciałem znaleźć się razem z tymi ludźmi na zdjęciach. Lecz okazało się, iż tym razem na Franciszkańskiej prawie nie ma dziennikarzy.
(Tu ciekawostka – demonstranci również zauważyli brak dziennikarzy i w pewnym momencie zaczęli krzyczeć: "Gdzie są media!?" oraz "Dziennikarze, pokażcie prawdę!")
Ponieważ jednak tłumek był dosyć zbity i zaczął machać jakimiś transparentami, więc ruszyłem ku środkowy. Zdążyłem zapisać hasła na wszystkich plakatach:
"Nie róbmy z ofiar bohaterów"
"Dziwisz nie kłam"
"NIE dla chorych ambicji brata"
"Nawet Pan Bóg mówi NIE"
(Zdjęcie Jaruzelskiego) "Wawel czeka"
"Dziwisz co się dziwisz"
(Zdjęcie Kaczyńskiego) "Santo Subito"
"Polityka precz z Wawelu"
Kiedy spisywałem hasła, do demonstrujących podeszła pewna drobna, starsza pani (przedstawiła się zresztą, ale jej nazwisko nie jest w tej chwili istotne). Nie krzyczała, bo nawet by za bardzo chyba nie potrafiła. Chciała porozmawiać. Jednak na każde jej słowo tłum reagował dzikim rykiem. W dodatku grupka panów w średnim wieku, wiodących zgromadzeniu (nie oficjalnie, ale siłą swych gardeł) zaczęła na nią napierać. Czułem to zresztą sam, bo ludzie wypchnęli mnie za jej plecy.
Prawdę mówiąc, tego się nie da opisać. Kilku wielkich facetów drących się w twarz drobnej kobiecie. Schowałem więc notes i zapytałem tych ludzi, czemu wrzeszczą na kobietę.
No i ryk zwrócił się przeciw mnie. I to tym razem krzyczeli wszyscy demonstranci. A ja utknąłem między nimi, a kordonem policji. Próbowałem pytać, czemu mają na transparentach "Polityka precz z Wawelu", czemu odwołują się do Boga... Ale odpowiedzią były tylko krzyki. O tym, że Bóg jest z nimi, bo wulkan na Islandii wybuchł.
Serio.
A kiedy powiedziałem, że mówią słowami nienawiści, to stwierdzili, iż jestem jak Adam Michnik. Hm, może i tak.
Na koniec zebrani odśpiewali hymn, a ja sobie poszedłem. Ledwo doszedłem do Grodzkiej zauważyłem, że ktoś mnie śledzi. Myślałem, że: po pierwsze – pewnie mi się wydaje; a po drugie – jeśli jednak nie, to mogą to być ci, po których stronie stoi Bóg. Z Grodzkiej skręciłem więc w uliczkę za kościołem Św. Idziego i wszedłem na pokryty setkami zniczy placyk pod Krzyżem Katyńskim. Dwaj zakapturzeni mężczyźni znaleźli się tam chwilę po mnie. Pokręciłem się chwilę wokół zniczy i ruszyłem Grodzką znów w kierunku Franciszkańskiej. Ledwo usiadłem na ławce, gdy pojawili się dwaj panowie i machnęli policyjnymi legitymacjami.
Pogadaliśmy sobie chwilkę. Najpierw sprawdzili, czy nie mam broni, a potem tłumaczyłem im znaczenie słowa bloger.
Na odchodne zapytałem, dlaczego policja śledzi mnie po Krakowie, a nie przejmuje się regularnie organizowanymi nielegalnymi demonstracjami (przeciwnicy wawelskiego pogrzebu nie dbają o zezwolenia, to już sprawdziłem wcześniej). Jeden z policjantów odrzekł:
- Takie czasy.
Inne tematy w dziale Polityka