W ogniu sejmowej debaty o polityce zagranicznej (a następnie o emeryturach) całkowicie zaginęły niezwykle ciekawe słowa Grzegorza Schetyny. Przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych tak w czwartek wypowiedział się o relacjach naszego kraju z Rosją:
Udało się utrzymać - mimo katastrofy smoleńskiej - równoprawny charakter tych relacji.
Przedstawiciele PO od 10 kwietnia 2010 zapewniali nas, że katastrofa smoleńska przyczyniła się – dzięki, ich zdaniem, niezwykle przyjaznej postawie Rosjan wobec polskiej tragedii – do nawiązania przyjacielskich kontaktów na linii Warszawa-Moskwa. A tu nagle czołowy (niegdyś) polityk Platformy stwierdza, że trzeba było robić coś WBREW skutkom katastrofy.
Co więcej, Schetyna nie mówił o – zwyczajowym – "ocieplaniu" lub "przyjaźni", a o "równoprawnym charakterze". Oznacza to sugestię, że katastrofa mogła zakłócić równowagę stosunków pomiędzy Rosją a Polską. Co by się stało, gdyby nie udało się "utrzymać równoprawnego charakteru relacji"? To już pytanie do Schetyny.
Inna sprawa, że przecież – wbrew słowom byłego marszałka Sejmu – równowaga została zachwiana. Widzi to zresztą sam Schetyna, bo już następnego dnia, w piątek, przyznał, że pozostawanie w Rosji wraku tupolewa to dowód nabezsilność polskiego rządu. To chyba pierwsza taka deklaracja ze strony przedstawiciela rządzącej partii.
Schetyna więc najwyraźniej doskonale zdaje sobie sprawę z rzeczywistego kształtu relacji polsko-rosyjskich. I niewykluczone, że w czwartek dał po prostu wyraz temu, jak bardzo się boi. Jak bardzo boi się on sam, i całe kierownictwo PO.
Ci ludzie mają najwięcej danych nt. katastrofy smoleńskiej i – wbrew swoim publicznym wypowiedziom – mogą nie mieć złudzeń co do charakteru smoleńskiej tragedii. Stad te wszystkie haniebne ich zachowania, które mogliśmy obserwować przez ostatnie 24 miesiące. Krzycząc na słabszych od siebie wydają się być butni, ale z dala od kamer pewnie kulą się w kłębek i jęczą: Nie zabijajcie nas!
Inne tematy w dziale Polityka