Niektórzy wielbiciele rosyjskiego batoga z zadowoleniem kontestują, iż wydarzenia w Gruzji są klęską polityki wschodniej prowadzonej przez prezydenta Kaczyńskiego od początku jego kadencji. Nie bardzo rozumiem, na czym owa „klęska" miałaby polegać. Rosyjska agresja na Gruzję udowadnia, że Lech Kaczyński ma całkowitą rację.
Rosjanie niemal nie kryją, że ich głównym celem jest zniszczenie gruzińskich rurociągów oraz obalenie prozachodniego rządu w Tbilisi. Udowadnia to, za jak wielkie zagrożenie Kreml uznał możliwość stworzenia na Kaukazie alternatywy wobec Rosji- zarówno politycznej, jak i ekonomicznej.
Rosjanie przestraszyli się tak bardzo, że aż zrezygnowali z prowadzonej przez siebie w ostatnich latach w miarę subtelnej dyplomacji. Wrócili do starych, sprawdzonych metod, których sens da się streścić w zdaniu: „będziemy bronić pokoju do ostatniego naboju".
Nawiązując bliskie kontakty z Gruzją, Lech Kaczyński wykazał się przenikliwością. Dostrzegł, jak ważny jest ten kraj w globalnej układance. Postanowił, w miarę swych możliwości, dopomóc mu w wyrwaniu się spod rosyjskiej dominacji.
Jestem pewien, iż m.in. dzięki staraniom prezydenta Kaczyńskiego Gruzję udałoby się włączyć w obręb świata Zachodu. Niestety, Rosja postawiła na swoim wyjątkowo brutalnie.
Dokładnie tak samo jest z Ukrainą - również państwem znajdującym się na rozdrożu, wymagającym naszego bezwarunkowego wsparcia. Teraz dobrze widać, iż Moskwa zrobi wszystko, by przywrócić w Kijowie swoją władzę.
Lech Kaczyński wyraźnie wskazał dziś na taką możliwość (zresztą, nie on jeden zdaje sobie sprawę z ewentualnych kierunków dalszej rosyjskiej ekspansji). Został za to wyśmiany przez wybitnego męża stanu - Stefana Niesiołowskiego (do obejrzenia w Faktach TVN). Wygląda na to, że Platforma szybko wraca do swej tradycyjnej (i chyba jedynej) taktyki polegającej na deprecjonowaniu prezydenta. Tymczasem zamiast na niego pluć, powinni dobrze posłuchać, co ma do powiedzenia.
Inne tematy w dziale Polityka