Rybitzky Rybitzky
958
BLOG

Bitwa Warszawska zasługuje na pomnik

Rybitzky Rybitzky Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 80

Bitwa Warszawska roku 1920 nazywana jest „Cudem nad Wisłą”. Jak już nieraz pisałem, nie jestem zwolennikiem tego określenia, bo termin „cud” sugeruje jakieś nadzwyczajne wydarzenie, które udało się jakimś nadzwyczajnym zrządzeniem losu. Tymczasem operacja Wojska Polskiego była szczegółowo zaplanowanym i precyzyjnie przeprowadzonym manewrem – efektem umiejętności i poświecenia polskich żołnierzy i oficerów, a i w zasadzie nie tylko ich, lecz i całego narodu. Termin „Cud nad Wisłą” został ukuty w latach dwudziestych przez endecję, aby umniejszać zasługi Piłsudskiego i sprowadzić wydarzenia z lata 1920 roku do czegoś przypadkowego – a to nie był przypadek.
Niemniej jednak sformułowanie „Cud nad Wisłą” się przyjęło, a to zapewne za sprawą nadzwyczajnej wagi tego wydarzenia, z którego w latach dwudziestych zdawano sobie sprawę równie dobrze, jak obecnie. Gdyby Armia Czerwona pokonała wtedy Polaków, to zarówno historia Polski, jak i świata, potoczyłyby się inaczej. Nie sądzę wprawdzie, aby bolszewicy doszli aż do Atlantyku, ale z pewnością ich rewolucyjna wojna pochłonęłaby kolejne obszary Europy i trwała jeszcze długo. W dodatku, gdyby państwa Zachodu powstrzymały Armię Czerwoną np. gdzieś nad Renem, to raczej zmęczeni wojną Francuzi i Brytyjczycy szybko by się z Leninem dogadali, zostawiając mu Europę Środkową, w tym i Polskę (tak jak zostawili ją Stalinowi 25 lat później).
Należy podkreślić, z czego być może nie wszyscy sobie zdają w pełni sprawę, że odzyskanie niepodległości jesienią 1918 roku na nic by się zdało, gdyby nie powstrzymanie bolszewików 2 lata później. Bez triumfu w 1920 roku, rok 1918 nic nie byłby dla nas warty.
Gdybyśmy Bitwę Warszawską przegrali, to ci Polacy, którzy by przetrwali i z czasem doczekali jakiejś wolności, zapewne prowadziliby o roku 1920 takie dyskusje, jakie obecnie są prowadzone o działaniu polskich elit politycznych w 1939 lub 1944 roku. Na szczęście wygraliśmy i dyskusji jest mniej – wystarczy się cieszyć zwycięstwem. Ale tu widać pewien paradoks – Polacy nadal bardziej przeżywają i omawiają swoje klęski, niż zwycięstwa. Chociaż, czy to paradoks – tak jak pisałem niedawno, omawianie narodowych traum jest zdrowsze, niż tłumienie ich w sobie.
Brak wielkich sporów o rok 1920 (chociaż pewne dyskusje się pojawiają, chociaż nie mam tu na myśli takich wyskoków, jak ostatnio pana Hartmana) nie dziwi. Dziwi mnie bardziej stosunkowo nikłe upamiętnienie polskiego zwycięstwa sprzed 99 lat, zwłaszcza, że zbliża się tym samym rocznica setna. I nie mówię tylko o czasach po 1989 roku. Już w II RP nie powstało godne upamiętnienie Bitwy Warszawskiej. Zapewne komuniści po 1945 zniszczyliby taki monument, ale przynajmniej mielibyśmy teraz co odbudowywać.
No, może przesadzam, II RP miała wiele do zrobienia i zostawiła po sobie takie osiągnięcia jak np. Gdynię. Teraz jednak Polska jest wolna już od 30 lat i mamy zasoby by godnie oddać cześć bohaterom roku 1920. Tymczasem dzieje się w tej sprawie niewiele. Nie wiem, czy Bitwę Warszawską powinien upamiętnić łuk triumfalny (byle nie ten kuriozalny projekt lokujący łuk w Wiśle), pomnik lub gmach użyteczności publicznej – coś jednak powstać powinno. Nie tylko ku czci bohaterów 1920 roku, nie tylko dla nas samych, ale też, co najważniejsze, ku pamięci przyszłych pokoleń.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura