Kiedy jako młody człowiek oglądałem "Gwiezdne wojny", zachwycałem się nad rozmachem filmu, wartką akcją i tym czymś nowym, co przyniosła do kina ta amerykańska produkcja. Jednakże po kilkukrotnym obejrzeniu naszła mnie pierwsza wątpliwośc, która drążyła mnie do dzisiaj - rzucił mi się w oczy wyraźny dysonans logiczny. Oto bohaterowie filmu mieszkają na pustyni, w jaskiniach, na jakichś mokradłach, wszystko jest byle jakie i prymitywne - a jednocześnie latają po całym wszechświecie statkami kosmicznymi, posługują się niesamowitymi technologiami, dysponują niezwykle zaawansowaną bronią. Jak to możliwe? Jak to mozliwe, ze Han Solo naprawia młotkiem i kluczem francuskim niezwykle skomplikowany silnik statku kosmicznego, a jego kompan, przypominający yeti, potrafi ten statek doskonale pilotowac? Gdzie George Lucas widział taki świat?
Kiedy zobaczyłem "wieżę kontroli lotów" lotniska w Smoleńsku, światła naprowadzania samolotów na kijach wbitych w ziemię i przeczytałem teorię o meaconingu - zrozumiałem, gdzie mógł zobaczyc.
Inne tematy w dziale Rozmaitości