Rymasz Rymasz
315
BLOG

Piraci z Karaibów

Rymasz Rymasz Kultura Obserwuj notkę 4

Piraci z Karaibów” to taka tam sobie guma do żucia dla oczu – nic mądrego, ani godnego zapamiętania w tym cyklu nie znalazłem, poza perfekcyjnymi efektami specjalnymi i słowem bym o nim nie wspomniał, gdyby nie pewne zapożyczenia z klasyki popkultury, które rzuciły mi się w oczy. Podejrzewam, że nie ja pierwszy je dostrzegłem, ale nie natrafiłem nigdzie na ślad poprzedników.

Otóż moim zdaniem paczka głównych bohaterów „Piratów…” jest dosłownie żywcem zerżnięta z pierwszych (tych kultowych IV, V, VI) części „Gwiezdnych Wojen”. Po kolei zatem:

Luke Skywalker, czyli Will Turner (Orlando Bloom) – wypisz wymaluj. Młody, niedoświadczony, zajebiście nawala się na miecze, ma nieuregulowane stosunki z ojcem, który służy wrogim, ciemnym mocom.

Księżniczka Leia, czyli Elizabeth Swann (Keira Knightley) – występuje zasadniczo jako ozdobnik i obiekt gorących uczuć głównych bohaterów, ale jak trzeba, to też się nawala.

Han Solo, czyli Kapitan Jack Sparrow (Johnny Deep) – rzezimieszek i przestępca, ma z wszystkimi na pieńku i każdy chce mu spuścić łomot, szuja i łobuz, ale szlachetny w głębi serca, kapitan pojazdu, którym porusza się cała banda. Oczywiście odpowiednikiem Sokoła Millenium jest Czarna Perła.

Chewbacca, czyli Joshamee Gibbs (Kevin McNally) – przydupas Sparrowa. Włochaty na pysku tak samo jak oryginał.

C-3PO i R2-D2, czyli Pintel i Ragetti – dwaj przygłupi piraci: jeden chudy, drugi gruby kurdupel. Chudy ma dylematy natury moralnej, gruby jest cwańszy. Pełnią dokładnie tę samą rolę co oryginały – mają być nieustanni zabawni.

Lord Vader, czyli Bill Turner- w szponach zła, ale się nawróci za sprawą syna.


I tak sobie pływają od przygody do przygody i nawalają się z siłami ciemności. Niektóre sceny są żywcem zerżnięte, jak np. ta z przypiekaniem Sparrowa przez dzikusów, którzy uznają go za boga zupełnie tak samo jak Ewoki uznały za boga C-3PO, a Sparrow tak samo jak Han Solo zabawnie dmucha na ogień, próbując go ugasić. Identyko, mówię wam.


Taka już jest ta amerykańska popkultura. Po cholerę wymyślać coś nowego i ryzykować, czy spodoba się gawiedzi, skoro dużo łatwiej w bajce znanej i uwielbianej zmienić kilka detali, a akcję umieścić w innych okolicznościach przyrody i sukces murowany?

Rymasz
O mnie Rymasz

Motto: "To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje" John Steinbeck "Tortilla Flat"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura