Pesymista to malkontent, który popadłszy w tarapaty, z ponurą miną głosi, że gorzej niż jest to już być nie może. Optymista natomiast odpowiada radośnie „Ależ może, może!”. Jeśli chodzi o Polskę, jestem optymistą. Może być gorzej niż jest.
Jagustynka z „Chłopów” literackiego noblisty Reymonta co i raz ludową mądrością lubiła błysnąć. „Jaki korzeń taka nać, taka córka jaka mać” mawiała na przykład. Słusznie. Gabinet Donalda Tuska ma te same zalety i wady, co szef. Co korzeń, z którego wyrasta.
JAKI PREMIER, TAKI RZĄD
Do zalet należy prowadzenie skutecznej walki z polityczną opozycją na wszystkich frontach, sprawne tuszowanie własnych zaniedbań i wpadek, do perfekcji opanowane odwracanie uwagi tzw. opinii społecznej od realnych problemów, umiejętność generowania w umysłach tejże opinii społecznej problemów urojonych, czyli nieistniejących. Mają peowcy smykałkę do robienia pijaru, czyli tworzenia wrażenia, że kostropata garbuska to długonoga piękność o gładkich policzkach i pośladkach. I odwrotnie. Przewrotnie, nikt im nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Jeśli ktoś udowodni, że zalety reżimu Tuska różnią się czymkolwiek od zalet reżimu Łukaszenki to jest prawdziwym mistrzem dialektyki!
Do wad należy niewątpliwie graniczące z nerwicą natręctw skupienie się wyłącznie na robieniu dobrego wrażenia i przerzuceniu wszelkich dostępnych dywizji na ten właśnie odcinek frontu.
Rząd Tuska to zbieranina picerów, tchórzy i kłamców. Szef daje wszystkim przykład, więc czego od nich oczekiwać? Liczy się tylko to co tu i teraz. Nie ma myślenia propaństwowego, tworzenia planów, dalekosiężnej polityki międzynarodowej, zwalczania patologii wewnętrznych, troski o bezbronnych wobec państwowego molocha poddanych. Jest zwiększanie podatków, zaciąganie kolejnych długów na koszt przyszłych pokoleń, zwiększanie kadr urzędniczych reżimu, konserwowanie pookrągłostołowego status quo, ergo jest konsekwentne doprowadzanie państwa do katastrofy. Bo ważna jest tylko walka o przetrwanie. I z fanfarami ogłaszane inwestycje – dał nam przykład Gierek jak inwestować mamy. Zeżreć zapasy, zamknąć oczy i modlić się byle nie pieprznęło, dopóki nas znów nie wybiorą. A potem? Zobaczy się.
W tym są naprawdę doskonali. A wytresowane w nienawiści do kaczyzmu zastępy wyborców im cały czas wierzą i ufają.
JEDNA KATASTROFA, WIELE ŚLEDZTW
10 kwietnia 2010 roku, na rosyjskim lotnisku Smoleńsk-Sewiernyj, naprowadzany we mgle przez obsługę naziemną polski samolot wojskowy z polskim prezydentem, dowództwem polskiej armii, szeregiem ważnych funkcjonariuszy państwowych i działaczy społecznych, osobami towarzyszącymi i załogą rozbił się podczas próbnego podejścia do lądowania, czyli podejścia do wysokości podjęcia decyzji. Załoga decyzję podjęła i postanowiła podejście przerwać. Kilka chwil później samolot runął na ziemię.
Tyle wiemy. Cała reszta pozostaje nierozwikłana. I pewnie taka już pozostanie. Nie poznamy przyczyn tej katastrofy, nie dowiemy się jaki dokładnie splot wydarzeń oraz ludzkich decyzji do niej doprowadził. Rząd polski zgodził się na uznanie wojskowego lotu za lot cywilny i oddał prowadzenie dochodzenia Rosjanom na podstawie załącznika do Konwencji Chicagowskiej. Nie wiadomo kto podjął te decyzje w kancelarii premiera RP.
Jakie śledztwa podjęto mocą decyzji niewiadomego autorstwa? Rój cały. Śledztwo prowadzone przez wybitnie międzynarodową rosyjską komisję MAK i rosyjskie Ministerstwo Obrony. Śledztwo rosyjskiej prokuratury. Śledztwa polskie – prokuratorskie i Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
ŚLEDZTWO I RAPORT MAK
Profesjonalne rosyjskie śledztwo polegało na tym, że z miejsca katastrofy pozbierano (przepraszam za dosadność, ale nie można tego barbarzyństwa opisywać w białych rękawiczkach) co większe kawałki ciał ofiar katastrofy, co większe kawałki rozbitego samolotu oraz co większe przedmioty. Co większe szczątki ludzkie wywieziono do Moskwy i po zbadaniu przez rosyjskich patologów wysłano do Polski w zalutowanych trumnach, tłumacząc to wymogami sanitarnymi. Część znalezionych przedmiotów oddano rodzinom, pozostałe zatrzymując na potrzeby śledztwa. Resztki maszyny będącej własnością państwa polskiego zwalono na kupę na lotnisku (wcześniej tnąc na kawałki i dewastując na inne sposoby), poczekano, aż na świeżym powietrzu zardzewieją, po czym przykryto plandeką, na brzegach obciążoną starymi oponami. Niech gnije.
Inne działania to szukanie uzasadnień do werdyktu, który wydano tuż po tragedii: za katastrofę odpowiadają polscy piloci, którzy rozbili maszynę pod presją przełożonych.
Nie składano po kawałeczku wraku, co jest standardem w przypadku lotniczych katastrof w całym cywilizowanym świecie. Nie badano pieczołowicie każdej ocalałej części, każdego metra kabla. Zaniedbań w działaniu rosyjskich służb naziemnych nie doszukiwano się, wręcz przeciwnie, przecież maładcy pracowali wartko, sprawnie i pa strogim prawiłam awiacjonnowo iskustwa. Lotnisko było wyposażone dobrze, działania służb ratowniczych wzorowe – na cóż więc tracić czas? Samolot rosyjskiej produkcji sprawny, po co więc zbierać i badać jego szczątki? Gdyby nie te durne Paljaki i ten ich priezidient awantjurist, katastrofy by nie było...
Donald Tusk splunięcie prosto w twarz zniósł dzielnie i z godnością. Podobnie jak dzielnie i z godnością zniósł transportowanie się w roli statysty na miejsce katastrofy, bez pytania o zdanie i ewentualne oczekiwania. I dobrze wiedział co robi. Bo Rosjanie się na chwilę obecną MAKiem wypstrykali, a teraz ruch jest po stronie Tuska. I on go wykona. W stosownym czasie.
CZYJ RAPORT LEPSZY ?
Raport polskiej komisji pod nadzorem ministra Millera obiecano opublikować przed rocznicą katastrofy. Nie udało się. Do wyborów jeszcze 6 miesięcy. Kiedy więc raport będzie? Przed wyborami. A co w nim będzie? Wszystko to, co skrzętnie pomija raport MAK.
Bałagan w rosyjskich procedurach. Łamanie tych procedur przez personel naziemny. Kompletny chaos w budzie zwanej wieżą kontroli lotów. Złe naprowadzanie do podejścia. Naciski przełożonych na kontrolerów. Tragiczny stan techniczny lotniska i jego fatalna infrastruktura. Dokładanie lamp i kabli już po katastrofie. Fatalna praca służb na miejscu katastrofy. Złe zabezpieczenie terenu. Kradzieże przedmiotów należących do ofiar. Niedbalstwo przy zbieraniu dowodów. Urobek polskich archeologów z kilogramami kawałków ofiar i samolotu. Celowe niszczenie materiału dowodowego. Zaniechanie badań szczątków wraku. Wyliczenie wszystkich błędów i przekłamań raportu MAK. Możliwe zafałszowanie zapisów z czarnych skrzynek przekazanych Polakom.
Raport polski będzie stanowczy, mocny, w zdecydowanej opozycji do międzynarodowego rosyjskiego raportu MAK. Będzie kładł nacisk na hipotezę, że do katastrofy doprowadziła zła praca służb naziemnych i bardzo prawdopodobna awaria świeżo wyremontowanej przez Rosjan maszyny (przyrządów, automatyki i mechaniki). Dobrze oprawiony multimedialnie raport zostanie w spektakularnej prezentacji przedstawiony światu, a życzliwa polska publiczność będzie wyklaskiwać premiera Tuska przez pozostałe do wyborów dni. Od rana do wieczora. Że taki twardy, że stanowczy, że mąż stanu, że się postawił i postawił na swoim, i doprowadził do ujawnienia prawdy o tragedii.
O lawinowo narastającym pojednaniu polsko-rosyjskim na chwilę się zapomni. O tym, że kontestowanie raportu MAK to oszołomstwo też się zapomni. Jak i o tym, że to Tusk (lub ktoś w jego imieniu – naprawdę nie wiadomo) zgodził się na takie prowadzenie dochodzenia przez stanowczo zarządzane służby rosyjskie, że dzięki tej decyzji murszejący i pocięty na kawałki wrak tupolewa ma już tylko wartość historyczną, nie dowodową, że o samodzielnym przebadaniu czarnych skrzynek możemy pomarzyć i w dalszym ciągu grzecznie prosić, a zostaje nam wsłuchiwanie się w nagrania otrzymane od Rosjan... O tym nie będzie.
Będzie o protestach strony polskiej. O olewaniu tych protestów też już nie będzie.
Świat zaś dowie się tyle, ile już wie.
Tego mianowicie, że wobec sytuacji, która jest czymś więcej niż tylko zarządzaniem kadrami we własnej partii, premier Tusk popada w stupor. Zastyga w niemocy i czeka, aż ktoś coś wreszcie zrobi. I przyjmuje jakiekolwiek działanie z wdzięcznością. Bo sam, przez lata chwalony za nierobienie niczego poza sprawianiem dobrego wrażenia i udawaniem (chociaż kto wie, czy to rzeczywiście udawanie) świetnego samopoczucia, zatracił umiejętność działania w sytuacjach będących czymś innym niż przecięciem wstęgi z okazji wyremontowania czterech kilometrów powiatowej drogi.
ICH KATASTROFA, NASZ SUKCES
W polskich mediach, a zatem w polskiej świadomości społecznej, Donald T., zostanie bohaterem. Jego partia wygra wybory, a jego ekipa dalej dziarsko będzie rujnować Polskę i Polaków. Będą rządzić dzięki przekuciu wielkiej tragedii narodowej i wielkiego skandalu z rosyjskim dochodzeniem w swój atut. Naprawdę są dobrzy w pijarze.
Oczywiście Rosjanom zostanie w odwodzie raport ich prokuratury. W którym znów z całą mocą podkreślą, jak to pijany generał wraz z szalonym prezydentem rozkazali pilotom rozbić maszynę.
Na ten raport Tusk odpowie z kolei raportem polskiej prokuratury. Po raz kolejny stanowczym i walącym w Rosjan jak w bęben.
A prawda?
A co to jest prawda? Jest tu i teraz, jest walka o przetrwanie, o wybór na kolejną kadencję. Nie potrzeba nam badań wraku samolotu, w którym na terenie co najmniej nieprzyjaznego (by nie użyć słowa „wrogiego”) Polsce państwa zginął polski Prezydent, nie potrzeba nam czarnych skrzynek, nie potrzeba nam prawdy. Potrzeba nam tylko przekonać elektorat i po raz kolejny dać się wybrać jako lek na całe zło. Taka jest logika tej partii, taka jest logika tego, by użyć nomenklatury rządzących, systemu. Wiara i ufność wyborców zostaną skutecznie umocnione. A optymiści jak ja zyskają kolejny dowód na słuszność swoich poglądów: zawsze może być gorzej niż jest.
Jak mawiała Jagustynka: “Żebyśta, ścierwy, pode płotem wyzdychały za moje ukrzywdzenie!”.
Igor Maćkowski
Motto:
"To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje"
John Steinbeck "Tortilla Flat"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka