Okres przedwyborczego podlizywania, zwany kampanią, się skończył, ale niewiele mnie to obeszło. W telewizorze oglądam tzw. kanały popularnonaukowe i czasem sportowe, w radiu słucham muzyki i jak politycy zaczynają kłamać przed mikrofonem, to zmieniam kanał, w portalach internetowych i gazetach wyborczą propagandę ignoruję.
Zatem niewiele się dla mnie zmieniło, bo na podlizywanie przedwyborcze nieszczególnie zwracałem na nie uwagę. Człowiek dorasta i się na doświadczeniu uczy.
RÓŻNICE MIĘDZY KAMPANIĄ A ŻYCIEM
Nauczyłem się np. tego (i wiedzę tę przyswoiłem dogłębnie), że politycy w kampaniach wyborczych łżą na potęgę, uprawiają demagogię, posługują się propagandą, a po wyborach NIGDY, NIGDY, NIGDY nie dotrzymują złożonych w kampanii obietnic. Przynajmniej w tym kraju, odkąd mam prawo ich wybierać, żaden z tych, którzy doszli do władzy tego nie zrobił.
Zaś głoszony przez nich w kampanii program to fikcja absolutna. Zresztą konia z rzędem temu, kto wie, jaki był program poszczególnych partii w tegorocznym konkursie piękności.
Za to, po wyborach, wszyscy, konsekwentnie, zwiększają podatki i wszelkie inne rodzaje przymusowych danin, ograniczają wolność obywateli powołując do życia kolejne reżimowe formacje siłowe wymierzone przeciw obywatelom, bo zajmujące się wyłącznie ich inwigilacją, komplikują nam życie mnożeniem tzw. „prawa”, które w tym kraju jest pisane po to, by chronić interesy kolejnych wpływowych „lobbies”, ale przede wszystkim zajmują się umacnianiem wpływów i obsadzaniem kolejnych państwowych posad krewnymi i znajomymi królika, nie zawsze pędzącego.
Ponowny wybór PO niczego nie zmieni, bo przecież gdy zostanie sformowany nowy rząd i powołani zostaną nowi ministrowie, to w podległych im urzędach będą takie same czystki jakie były przy przejmowaniu władzy przez PiS od SLD w 2005 i przez PO od PiS w 2007. I za każdym razem wcześniej. Będzie masakra, wymiana kadr i kompletna dezorganizacja. Jak zawsze. Nowa władza, nowy prządek, nowe kadry.
To idzie od góry. Zmienia się minister, zmienia swoich zastępców, ci zmieniają swoich , tamci kolejnych i w końcu kostki domina dochodzą do starszego referenta w Pierdziszewie Dolnym, którego zastępuje inny referent (tak jak w korporacji, gdy przyjdzie nowy szef). Oczywiście największy burdel jest w samych ministerstwach, bo każde wybory kompletnie dezorganizują ich pracę.
Co jest oczywiście tylko z pożytkiem dla obywateli, bo im mniej urzędnicy robią, im mniejszą ilością spraw się zajmują, tym dla obywateli lepiej.
Ale spokojnie. Ogarną się, ciut okrzepną i zaraz wystąpią z racjonalizatorskim wnioskiem zwiększenia kadr.
Podatki należy zwiększać, obywateli na każdym kroku kontrolować, bo a nuż nie płacą wszystkich należnych podatków, zatem jedyny logiczny wniosek, to zwiększać zatrudnienie w urzędach. CBDU. Nieunikniona logika powszechnej demokracji, w której, by zostać wybranym należy nałgać ile to się nie rozda, tego co się wcześniej zagrabiło. By więcej rozdać, należy więcej zrabować. Proste.
KTO WYGRAŁ WYBORY?
Zdecydowanie tacy jak ja, czyli tacy, którzy tę szopkę mają tam gdzie ja.
I, hurrra!, nawet poprawiliśmy nasz wynik z poprzednich wyborów.
W 2007 udziału w tej farsie nie wzięło 46,1 % uprawnionych do głosowania, w tym roku nas przybyło!!!
53,1 % wyborców zostało w domu, mimo idiotycznej kampanii zachęcającej do udziału w rytuale. Oczywiście zachęcały niezastąpione celebryty, które każdą bzdurę własną twarzą zafirmują. Im głupsza tym chętniej.
Doprawdy im bardziej coś celebryty zachwalają, tym krytycznej na to patrzę. Nie wierzcie celebrytom. Znają się przede wszystkim na ładniewyglądaniu, plotkowaniu i robieniu wokół siebie szumu, czyli lansowaniu. To, że część z nich całkiem udatnie czyta z promptera, recytuje z pamięci lub też śpiewa, czy brzdąka na gitarze, to żaden powód, by im ufać, gdy zabierają głos w temacie, o którym, niestety, zielonego pojęcia nie mają.
Największa frekwencja była za poprzedniczki naszej PRL bis, czyli za PRL właściwego. W okolicach 99. % zazwyczaj. Tylko w PRL schyłkowym (lata tysiącdziewięćsetosiemdziesiąte drugiego milenium) gdzieś w okolicach 80. %.
To jest ideał do którego dążymy, bo za PRL bis, czyli tzw. III RP frekwencja spadła. Potem wzrosła i znów spada. To jest podobno źle, bo niezłomna logika władzy głosi, że im więcej funkcjonalnych telewidzów (widzi co pokazują na ekranie, ale niekoniecznie rozumie i niekoniecznie własnymi słowami potrafi opowiedzieć) polezie do urn, tym lepiej.
Otóż nie. Każdy oddany w wyborach głos legitymizuje ten bandycki ustrój. Ja PRL bis, będącej pokojową kontynuatorką PRL właściwego szczerze nienawidzę. Szczerze nienawidzę każdej władzy odkąd pamiętam (jednych mniej, innych więcej, ale w sumie żadna różnica).
I dopóki nie będę miał na kogo głosować, dopóty głosował nie będę.
Nie zapominając o fakcie, że powszechna demokracja jest zupełnie idiotycznym ustrojem i czym prędzej należy zastąpić ją ustrojem właściwym. Czyli monarchią dziedziczną.
A jak wygląda wynik najlepszej partii, która wybory podobno wygrała?
19,9 %. Tylu właśnie uprawnionych do głosowania wyborców zagłosowało na PO. Wejdą w koalicję z PSL (3,9 %), będą mieli razem 23,8 %.
Dokładnie taka mniejszość, przy założeniu koalicji PO-PSL, będzie trzymać ten kraj za pysk do kolejnych wyborów. Po których, dla odmiany, nic się nie zmieni.
Mniejszość będzie narzucała swą wolę większości i nazywała to demokracją.
Sto pociech doprawdy.
Motto:
"To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje"
John Steinbeck "Tortilla Flat"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka