Jak nazwiemy człowieka, głowę rodziny, który co miesiąc wydaje więcej niż zarabia, na spłacanie starych długów zaciąga nowe, a i pieniądze odłożone na edukację dzieci też już dawno wydał?
Na mój rozum idiotą. W najlepszym wypadku zaś kompletnie nieodpowiedzialnym durniem.
A jak nazwiemy człowieka, premiera dużego europejskiego kraju, który robi dokładnie to samo co ten pierwszy, tylko na dużo, dużo większa skalę, operując dużo, dużo większymi kwotami i pogrążając w spirali długów cały naród?
Na mój rozum dokładnie tak samo jak tego pierwszego.
Europa jest pełna takich ludzi na najwyższych stanowiskach. Premier Tusk nie jest żadnym wyjątkiem. Jego poprzednicy byli identyczni, jego odpowiednicy w innych państwach są identyczni.
Wydaje im się, że dopóki znajdują się chętni na przyjmowanie ich weksli, to wszystko jest w porządku.
Nie jest.
To banalna konstatacja – dopóki wydatki państw będą większe niż przychody, dopóki tworzenie deficytu przez rządy nie zostanie konstytucyjnie zabronione, dopóty długi będą rosły, a szansa na szybkie z nich wyjście będzie się oddalać.
Czy naprawdę trudno to zrozumieć? Może rzeczywiście pomoże przejście ze skali makro do skali mikro i spojrzenie na ten rząd jak na tego idiotę, który więcej wydaje niż zarabia i mimo tego kolejne kolejne kredyty zaciąga?
Motto:
"To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje"
John Steinbeck "Tortilla Flat"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka