Rymasz Rymasz
312
BLOG

Nie bądź jeleń!

Rymasz Rymasz Polityka Obserwuj notkę 0

W Polsce jest węgiel brunatny, brunatne niedźwiedzie, brunatne morze i wielka obfitość brunatnych koszul. O tym ostatnim nauczają wszystkie postępowe, czyli lewicowe autorytety. To ci idioci, którzy mylą narodowych socjalistów z faszystami, patriotów z narodowymi socjalistami, a komunistów z patriotami.

POŻYTKI I NIEPOŻYTKI Z BRUNATNEGO
Pożytków płynących z posiadania węgla brunatnego oraz brunatnych niedźwiedzi tłumaczyć mi nie trzeba. No może tylko dobrze by było gdyby ktoś mi objaśnił dlaczego mając tyle brunatnego węgla, kłopoty z niedoborem węgla kamiennego i takie kłopoty z energią, nie budujemy kolejnych elektrowni na ten węgiel, który może i mniej wydajny niż kamienny, ale za to płycej jest i łatwiej go wygrzebać. Aha, już wiem. Pewnie Niemcy nam nie pozwalają, tak jak nie pozwalają nam zbudować elektrowni atomowej. Niemcy zawsze wiedzą lepiej, co jest dobre dla Polaków, a odkąd bracia Kaczyńscy pozbawili Polskę niepodległości, musimy Niemców słuchać.

No i niedźwiedzie chyba zawsze fajniej mieć niż nie mieć, nawet gdy jest ich tylko 90 w całym kraju. Co prawda zupełnie nie wiem do czego poza robieniem szkód potrzebne są dzikie niedźwiedzie, ale ustalmy, iż niedźwiedź Wojtek przekonuje mnie w zupełności, że to sympatyczne bestie, gdy je tylko oswoić, czyli powyłapywać.

Brunatne morze się przydaje, bo porty na nabrzeżu pożyteczną pełnią rolę. Gdyby nie one, musielibyśmy importować wszystko od Chińczyków lądem (czyli tak jak od Rosjan importujemy węgiel kamienny, którego w Polsce mamy za mało, bo pozamykaliśmy kopalnie, które go za dużo produkowały). No jak to tak lądem?! O tym, że dobrze mieć dostęp do morza wiedzą też dobrze nasi odwieczni przyjaciele Niemcy. Dlatego też konsekwentnie próbują odciąć Polskę od morza.

Za to walorów turystycznych brunatnego morza już nie rozumiem. Trzeba być pozbawionym radości życia masochistą, tudzież uwielbiającym znęcać się nad swoimi bliskimi sadystą, lub po prostu niespełna rozumu, by w wakacje wybrać się z rodziną nad polskie, brunatne i lodowate morze. Po co, skoro można pojechać na południe Europy nad jakieś morze błękitne i ciepłe? I jeszcze taniej taka wyprawa wyjdzie i szybciej się dojedzie, chociaż trzy razy dalej.

Ale brunatne i lodowate morze to nie wszystko co zagraża zdrowiu i życiu wczasowicza na polskim wybrzeżu. Gdy wczasowicz po kąpieli w lodowatej i brunatnej wodzie uda się do pobliskiego baru, by chlapnąć jednego na rozgrzewkę i przekąsić, powinien liczyć się z tym, że gorzały naleją mu za mało, zamiast sera feta w daniu będzie ser sałatkowo-kanapkowy przechowywany w szafce bez drzwiczek, fileta z dorsza nie doważą mu na 116 g czyli 6,96 zł, a personel będzie bez fartucha. O czym uprzejmie acz z przerażeniem donosi „Gazeta wyborcza” korzystając z wiedzy Dariusza Klugmanna, rzecznika prasowego Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Gdańsku. Zgroza i włos się jeży. Już chyba lepiej do tej brunatnej i lodowatej wody wleźć na cały dzień.

KTO NAS OCHRONI?
Na szczęście nasza socjalistyczna ojczyzna dysponuje służbami wyspecjalizowanymi w ściganiu powyższych przestępstw. Agenci Inspekcji Handlowej w pocie czoła tropią spekulantów i pilnują, by gramatura była pełna, a obsługa kulturalna.

Inspekcja Handlowa została powołana do życia przez władze Polski Ludowej (zwanej wtedy jeszcze oficjalnie Rzeczpospolita Polską) w 1950 roku, by „chronić konsumenta poprzez usprawnienie zaopatrzenia towarowego mas pracujących, zabezpieczenie interesów konsumenta i sprawności jego obsługi oraz zwalczanie spekulacji” i jest służbą pożyteczną i zaprawioną w bojach o umocnienie socjalizmu w naszej socjalistycznej ojczyźnie, czym z dumą chwali się rzecznik Inspekcji Handlowej w Szczecinie, Pani Beata Manios.
Nie zawahałem się użyć co trafniejszych fragmentów jej laudacji w dalszej części tekstu.

Nie bójmy się jednoznacznie stwierdzić, że „osiągnięcia Inspekcji Handlowej oraz zaangażowanie w sprawy konsumenckie mają wpływ na kształt tego urzędu, bez wątpienia z korzyścią dla konsumentów i szeroko rozumianego interesu państwa”. Tak jest, dokładnie to możemy wyczytać w laudacji pani rzecznik. W szeroko rozumianym interesie mas pracujących i państwa jest utrzymywanie stalinowskiej służby do walki ze spekulacją, która poszczycić się może długą i chlubna historią.

Oficjalna wykładnia jest taka, że IH (IHAAA!, to brzmi jak odgłos wydawany paszczą przez zwierzę nad Wisłą), ma na celu chronić bezbronnych obywateli przed kapitalistycznymi wyzyskiwaczami podobnie jak inne bliźniacze jej służby: inspekcja pracy, sanitarna, skarbowa oraz wszystkie pozostałe wymysły rozbuchanej bizantyjskiej biurokracji.
Ale to tylko zasłona dymna, ściema zwykła do mamienia głupoli. Niestety niewolnicy to łykają jak pelikan małe rybki: Władza o nas (czyli o swoją własność) dba i gdyby nie IHAAA!!! i sanepid to w restauracjach z koryta na brudnej podłodze byśmy chłeptali zlewki. Oto nowe prawo wiary.

A tak naprawdę to służby te służą do gnębienia. Ale to też nie jest najważniejsza ich rola.
Myślicie, że się wyzłośliwiam? To posłuchajcie co ma do powiedzenia na ten temat Maciej Buczek, zachodniopomorski wojewódzki inspektor inspekcji handlowej w Szczecinie: „Mamy dwa główne cele: stanie na straży budżetu państwa, czyli sprawdzamy, czy przedsiębiorcy postępują zgodnie z prawem, i chronimy prawa konsumentów”.

Oto właśnie chodzi, to jest gwóźdź programu.
Niejednego spekulanta wypuszczona falangą sfora najrozmaitszych inspektorów złapała. IHAAA!!! wyspecjalizowała się np. w badaniach „źródła pochodzenia towarów, co miało ujawnić ewentualne ukrywanie obrotów szczególnie przez właścicieli prywatnych. Takie działania to właściwie lata pięćdziesiąte, choć jak dziś już wiemy w pewnej części realizowane do teraz”. „W pewnej części”, dobre sobie.
Niewolnicy, ups, pardą, obywatele potrzebni są władzy po to, żeby płacić podatki, z których utrzymywane są tak pożyteczne urzędnicze instytucje jak IHAAA!, dzięki którym każdy obrót czymkolwiek jest rejestrowany, by władza od każdego obrotu czymkolwiek mogła pobrać jak najbardziej słuszny i zasadny haracz. Im więcej służb, tym strzyżenie owiec dokładniejsze.
Chwała im!

NIE BĄDŹ JELEŃ, NIE PŁAĆ PODATKÓW!

W praktyce strzyżenie frajerów działa tak, że np. reżim ogłasza wielką akcję propagandową, by uświadamiać i chronić niewolników, ups, pardą, obywateli przed nieuczciwymi praktykami. Aktualnie taka akcja to „Nie bądź jeleń, weź paragon”.

Oficjalnie i teoretycznie chodzi o to, że konsumenci nie znają swoich praw i są robieni w konia przez spekulantów, bo nie dostają paragonów i nie mogą reklamować wadliwych produktów. A naprawdę chodzi o to, że „paragon to potwierdzenie, że kwota podatku naliczonego w cenie zakupionego towaru trafi do budżetu państwa, czyli do naszej wspólnej kasy, a nie do kieszeni nieuczciwego przedsiębiorcy. W wyniku ubiegłorocznej akcji Ministerstwa Finansów „Weź paragon” okazało się, że skontrolowani przedsiębiorcy w trzecim kwartale 2011 roku wpłacili aż o ponad 20 proc. więcej podatków niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. W przypadku przedsiębiorców, u których nie zagościły kontrole fiskusa wzrost wpłat z tytułu podatków wyniósł tylko około 5 proc. Z danych zebranych przez Ministerstwo Finansów tylko w jednym województwie w pojedynczym kwartale wynika, że te dodatkowe 20 proc. wpływów podatkowych w sumie dało ponad 15 mln zł. A kontrolowany był tylko co pięćdziesiąty punkt handlowy”.
Ma ktoś jeszcze jakieś wątpliwości?

Wszystkie te pożyteczne akcje oraz wszystkie te służby mają jeden cel – złupić więcej. Tak to już jest w miłościwie nam panującym oświeconym niewolnictwie.
W tak opresyjnym fiskalnie ustroju jak obecny w III RP unikanie płacenia podatków (czyli między innymi sprzedawanie bez paragonu) jest zupełnie naturalnym odruchem, bo ile można dawać się łupić? To już lepiej nad polskie lodowate i brunatne morze na wczasy pojechać, niż wszystkie podatki zapłacić! Zresztą bez szarej, nieopodatkowanej strefy gospodarka tego kraju zupełnie by klęknęła, bo małym przedsiębiorcom, których nie stać nad magików od kreatywnej księgowości, opłacałoby się tylko plajtować, nie popłaciwszy zobowiązań. Reżim spenetrował już każdą sferę naszego życia, opodatkował w zasadzie każdą wykonywaną przez nas czynność, ale wcale się nie nasycił. Ciągle mu mało i ciągle chce więcej. Służby z korzeniami w stalinizmie nie wystarczą. Będą kolejne.

Zatem nie bądź jeleń!
„Lance do boju, szable w dłoń: Bolszewika goń, goń, goń” – chciałoby się powiedzieć, ale się nie powie, bo jak tu gonić wszystkie partie stanowiące w parlamencie prawo???

Rymasz
O mnie Rymasz

Motto: "To, co się dzieje, nie jest ważne. (...) Ważna jest natomiast lekcja moralna, jaką możemy wyciągnąć z wszystkiego, co się dzieje" John Steinbeck "Tortilla Flat"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka