Wiele rzeczy dzieje się na opak, inaczej niż powinny się dziać. Czołowi politycy piszą artykuły a dziennikarze rozdziawiają ze zdumienia gęby, bo zabierają im miejsce na kolumnach, a wiadomo – gazeta nie jest z gumy. Premier Donald Tusk z Platformy Obywatelskiej oraz prezes Prawa i Sprawiedliwości piszą teksty niby dziennikarskie, żeby dotrzeć do nieuświadomionych głów ludu pracującego miast i wsi. Tylko, że lud dawno już skończył z masowym czytaniem gazet. Ale interes jest obopólny. Redakcja nobilituje publicystę amatora z najwyższej politycznej półki, a liderzy nobilitują redakcje, że oto one są najważniejsze w Polsce.
Dziennikarze stają się coraz mniej potrzebni ponieważ na czoło opinii publicznej wybijają się blogerzy. To jest zaraza nie do zwalczenia. Bloger nie ma nad sobą kierownika działu, sekretarza redakcji, zastępcy naczelnego i samego naczelnego redaktora. Jest spokojny, bo nikt z tych panów nie obwąchuje jego tekstów, nie przetrzymuje w biurku. Wielki NIKT może mu naskoczyć. Tylko rasowy bloger z powodu dwóch błędów ortograficznych może wielokrotnie nazwać prezydenta idiotą i kretynem. Profesjonalny etatowy ani kontraktowy dziennikarz tego nie zrobi, bo nie nosi buławy w laptopie, tylko strach, że go wywalą z pracy.
Elita anonimowych blogerów na wysokim poziomie intelektualnym bezpłatnie doradza politykom, jak mają rządzić. Ale te cenne wpisy z portali społecznościowych nie docierają do gabinetów politycznych. Ludzie władzy zlecają płatne ekspertyzy profesorom. A ostatnio z oszczędności sami zaczynają blogować. Nie robią tego, co do nich należy tylko produkują nudne małostkowe wypociny.
Czy nie byłoby lepiej tak, żeby zanim polityk zajmie eksponowane stanowisko powinien przedtem mieć spisany pełny program swej walki. Albo w postaci broszury albo w postaci książki. Kiedy Adolf Hitler był nikim, kiedy nocował w wiedeńskich przytułkach, kiedy szykował się do objęcia władzy, napisał „Mein Kampf”. W „Mojej walce” przeprowadził analizę ówczesnej rzeczywistości i zwierzył się, co zamierza zrobić z innymi narodami i dokąd poprowadzić Niemców. Uwierzono mu i wybrano na kanclerza III Rzeszy. „Mein Kampf” doprowadził do największej przegranej w historii Niemiec.
W Polsce wyborca nie dostaje od polityka książki programowej. Cyka mu się szczątkowe obietnice. E, tam. Brałem, leki. Nie pamiętam. Albo „które obietnice przedwyborcze zostały gdziekolwiek wszystkie spełnione”, powiedziało się pani Ewie Kopacz w telewizji.
Jestem za tym, żeby politycy zamiast rozmieniać się na drobne w artykułach i blogach zaczęli pisać swoje programowe książki. Wtedy sytuacja będzie jasna od początku do końca. Zwycięstwo albo klapa. Skończy się mataczenie, robienie ludziom wody z mózgu, przeskakiwanie z partii do partii, żeby tylko być bliżej żłobu.
Moje książki wydane w Belgii. "Drugi brzeg miłości" powieść 2010. "Smak wiatru w Auschwitz-Birkenau" powieść 2015 . „Inna barwa księżyca”reportaże 2012. "Dziewczyna w okularach" opowiadania 2015. "Moje zmory i marzenia" felietony 2013. "Czarne anioły" powieść 2015. "Zdobycie rzeki" opowiadania 2016. "Morderstwo w klubie dziennikarza" powieść 2017.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka