rys. M. Andrzejewski
rys. M. Andrzejewski
Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
505
BLOG

O kradzionych kuflach w Białym Domu i premierze Francji, co kazał się rozbierać ...

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Słychać, że po zwycięstwie Bidena w USA nastąpi teraz „honeymoon” czyli miesiąc miodowy w relacjach Waszyngton-Berlin. Oczywiście ,w przeciwieństwie do ery Trumpa, która była „epoką lodowcową”. Skoro teraz Jankesi z Teutonami mają sobie pić z dzióbków, to przypomniała mi się anegdota z czasu, gdy prezydentem USA był Thomas W. Wilson (1913-1921) – tak, ten patron placu na Żoliborzu w Warszawie. Urządził on uroczyste party dla swojego gościa z Niemiec. Chcąc być miły dla przybysza znad Renu, postanowił, że przyjęcie będzie w formie typowego niemieckiego celebrowania picia piwa. Pojawił się jednak problem: w Białym Domu nie było … odpowiednich kufli do piwa. W związku z tym zwrócono się do znanej w Waszyngtonie piwiarni należącej do Niemca Gerstenberga, aby takowe kufle wypożyczył. Ten uznał to z świetną reklamę i kufle trafiły do pałacu prezydenckiego. Jednak czar prysł już na początku przyjęcia, gdy niemiecki gość spojrzał na dno kufla raz, drugi i trzeci – po czym gospodarz zobaczył malujące się na jego twarzy osłupienie. Wówczas zetknęli i zobaczyli napis: „skradzione u Gerstenberga”...

Wracając do naszych baranów czyli czasów współczesnych, to póki co 46. prezydent w dziejach USA Joseph Robinette Biden u mnie zapunktował, bo powiedział o Nord Stream 2 tak, jak ja bym mu to napisał. Zatem nie tylko Rosjanie, ale także Niemcy – bo Gazociąg Północny to owoc romansu tych dwóch nacji – dostali, póki co, fangę w nos. Cieszmy się z tego, póki się jeszcze cieszyć można. Być może to „miłe złego początki”. Ale być może, że -pomijając politykę wewnętrzną, gdzie o zmiany jest łatwiej – na zewnątrz nowy lokator Białego Domu będzie się „trumpizował” i stawał na kontynuację, a nie robił jakieś resety i inne cuda na kiju, jak to uczynił Imć Obama. Skądinąd ze swoim zastępcą Bidenem… Dodajmy, że w tej ferajnie była też nieszczęsna Hilary Rodham Clinton jako Sekretarz Stanu, a więc szef MSZ. Znała się ona na polityce zagranicznej mniej więcej tak samo, jak ja na chińskim balecie.          

Z racji tego, że następca pani Clinton – Anthony Blinken dobrze zna francuski i sporo czasu we Francji spędził, pojawiły się uzasadnione przypuszczenia, że teraz nastąpi odwilż w relacjach biały Dom – Pałac Elizejski w myśl polskiego wierszyka: „na górze bratki, na dole fiołki, kochajmy się jak dwa aniołki”. Dotad Trump z Macronem żyli jak pies z kotem, a francuski prezydent Emmanuel musiał znosić ostentacyjne lekceważenie ze strony Donalda Johna. 

W związku z, za przeproszeniem, stosunkami amerykańsko-francuskimi przypomina mi się anegdota dotycząca francuskiego premiera Georgesa Clemenceau, z zawodu lekarza. Zanim poświęcił się zawodowej polityce, starał się godzić bycie doktorem i politykiem. Właśnie przyjmował pacjentów i w swym gabinecie kazał się rozebrać facetowi wyglądającemu na gruźlika. Drugi też kaszlał jak gruźlik, doktor Clemenceau również kazał mu zdjąć ubranie. W tym momencie do poczekalni wszedł dobrze zbudowany młodziak, który widząc przez otwarte drzwi gabinetu dwóch rozebranych gości, sam szybko zrzucił łachy, po czym niepytany zwrócił się do Monsieura Clemenceau: „Chciałbym dostać posadę na poczcie”…    

Teraz w administracji Bidena będą zatrudniać na potęgę ... 

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (03.02.2021)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka