Szybko przestano czekać na chętnych do judaszowej tacy. Normą stały się żądania dominikanów (oni objęli ster tej instytucji), by każdy, ale to każdy, składał donos – na sąsiada, przyjaciela, męża na żonę, rodziców na dzieci, dzieci na rodziców. Ci, którzy ośmielali się nie donosić, stawali się automatycznie podejrzanymi. Interes kwitł.
Było to zabijanie rodzącego się wcześniej w Langwedocji społeczeństwa obywatelskiego, na rzecz kościelnej krainy konfidentów. Wielokrotnie tych, którzy nie chcieli denuncjować, wsadzano do więzienia na długie miesiące – od czasu do czasu odwiedzali ich dominikanie, zachęcając, by wstąpili na pobożną ścieżkę donosicielstwa.
W 1247 roku, także w Tuluzie, potajemnie i wielokrotnie spotykali się Piotr Garcias i jego bliski krewny oraz przyjaciel Wilhelm. Pierwszy był katarem, drugi zaś franciszkaninem, a spotykali się, by dyskutować na tematy teologiczne (dalekie i słabe echo dawnych debat). Ten niezwykły katar i filozof miał równie niezwykłe poglądy – uważał, że nie wolno skazywać ludzi na śmierć, potępiał wojny i krucjaty – po prostu wyprzedzał swoją epokę! Niestety, ale człowiek któremu to mówił, jego najbliższy przyjaciel i krewny, już dawno go zadenuncjował. Podczas ich spotkań zawsze w pobliżu ukrywało się czterech mnichów, którzy skrupulatnie notowali każde słowo, jakie padło z ust katara – taka średniowieczna forma życia na podsłuchu …
Nawet zmarli nie byli bezpieczni przed Inkwizycją – wykopywano ich ciała z grobów i palono zmurszałe kości na stosach. Majątki i domy, które do nich kiedyś należały, palono, nieważne kto aktualnie w nich mieszkał.
Wprowadzono także inny uroczy zwyczaj – sprzyjającym herezji, czasem nawet niewinnym krewnym, kazano naszywać na ubranie wielkie żółte krzyże, jako znak hańby.
Okrucieństwo Inkwizycji wywoływało gwałtowne protesty – Rajmund VII z Tuluzy słał listy do papieża (nawet pobożna Blanka Kastylijska to robiła), nazywając podłością to, co się działo na południu Francji. Sławny franciszkanin, Bernard Delicieux, poprowadził ludzi na lochy inkwizycji w Carcassonne i po krótkiej walce doprowadził do uwolnienia wszystkich więźniów. W Moissac heretyków ukrywali cystersi.
Oto czoło, a oto broda, tu mam lewe ucho, a tutaj prawe - te ironiczne słowa wypowiadali po cichu katarzy, którzy musieli przeżegnać się w obecności innych osób. Wiele się zmieniło - doskonali często łączyli się w pary, udając męża i żonę, razem podróżując. Ich metody ukrywania się i oszukiwania okupantów bardzo się rozwinęły.
W 1242 roku wybuchło powstanie, zapoczątkowane porąbaniem na kawałki dwóch inkwizytorów w Avignon. Jednak rebeliantów szybko opuścili Hugo de Lusignan i Roger Bernard z Foix. Rajmund z Tuluzy ponownie został sam i powstanie upadło. Duża część ocalałych skryła się w twierdzy Montsegur.
Ten zamek naprawdę zasługiwał na miano „katarskiej świątyni”. Niezwykła „twierdza” na szczycie góry nie była jednak zamkiem obronnym! Specjalnie zbudowano ją tak, by nie nadawała się do obrony i by nawet nie można było jej do tych celów adaptować. Była to świątynia szczególnego rodzaju – skryptorium do przechowywania ksiąg oraz grobowiec, gdzie mieli kończyć swe życie doskonali …
Trudno się zatem dziwić, że ten cierń w oku Inkwizycji został w 1244 roku, po ciężkim oblężeniu, zdobyty. W twierdzy odkryto 200 doskonałych, którym tradycyjnie dano wybór – nawrócenie lub śmierć. Nie tylko nikt się nie nawrócił, ale dodatkowo 21 ludzi (wśród których byli tak mężczyźni jak i kobiety, szlachta i biedota) dołączyło do katarów i poprosiło o consolamentum, swój ostatni chrzest. 16 marca 1244 roku spalono 221 doskonałych – tradycyjnie sami weszli w ogień.
Jednak to nie Montsegur mogło się stać katarską twierdzą, ale cały kompleks twierdz: Queribus, Puylaurens, Fenouillet oraz kilka innych – był to jeden z najnowocześniejszych systemów obronnych, całkowicie samowystarczalnych. A jednak niemal nikt nie chciał już walczyć i kolejne z tych twierdz przechodziły bez walki na stronę Francji.
W tamtych czasach w obronie heretyków stawało już jedynie kilku rycerzy. Dzięki nim i dzięki posiadanym przez nich pieniądzom wynajmowano trochę najemników, głównie z Hiszpanii (katolików:), którzy walczyli w obronie prześladowanych heretyków. Ale to była z góry przegrana walka.
O skuteczności terroru podłości, prowadzonego przez Inkwizycję, najlepiej świadczy fakt, że w 1249 roku Rajmund z Tuluzy wydał w Ayen wyrok śmierci na 80 katarów … . Było to szok, ponieważ Rajmund był dla swoich poddanych niemal ideałem szlachetnego rycerza. Trzy miesiące później Rajmund VII z Tuluzy, ostatni przedstawiciel rodu Saint-Gilles, zmarł i spoczął w Fontevrault.
W 1252 roku papież Innocenty IV wydał dekret, dający Inkwizycji prawo do stosowania tortur – należało jedynie uważać, by ofiara nie straciła kończyny, zbyt dużo krwi (?) lub życia. W owym dekrecie papież także nakazywał nawet dzieciom denuncjować swoich rodziców. By zachować czyste ręce inkwizytorzy jedynie orzekali o winie swoich ofiar, następnie przekazywali je władzy świeckiej – która wyrok ogłaszała i wykonywała.
Co o tym sądzisz?