echo24 echo24
349
BLOG

UWAGA! Trudny przekaz, tylko dla kumatych z poczuciem humoru!

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 25
Rzecz o zachowawczych postawach jagiellońskich jajogłowych

Ponieważ miłośnicy partii Jarosława Kaczyńskiego nieustannie mi wytykają, że nic tylko PiS i prezydenta Dudę na swoim blogu krytykuję, jako bloger niezależny, który przemądrzałym oponentom przaśnej partii Jarosława też potrafi przysolić, - coś Państwu opowiem.

Otóż w maju 2016, miałem zaszczyt bycia świadkiem dorocznej edycji Święta Prawników, imprezy już po raz 13. odbywającej się w Krakowie, której uczestnicy wzięli udział w seminarium nt. „Jaki Trybunał?”, które odbyło się w Auli Jagiellońskiej Collegium Maius UJ.

Dyskusja miała dotyczyć prawnej analizy historii i funkcji sądów konstytucyjnych w krajach europejskich oraz trwającego kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Miały być też przedstawione i przedyskutowane propozycje reform TK, które w zamierzeniu miały stanowić rozwiązanie kompromisowe i zakończyć przedłużający się impas.

W roli ekspertów rzeczonej debaty wystąpili:

prof. dr hab. Mirosław Granat - sędzia TK w stanie spoczynku

prof. dr hab. Andrzej Dziadzio

dr Arkadiusz Radwan - Instytut Allerhanda (prezes, moderator seminarium)

dr Jacek Sokołowski - Instytut Allerhanda

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie jestem prawnikiem, więc nie będę się silił na merytoryczną ocenę debaty, co by mi nawet nie przyszło do głowy, zaś na to sympozjum poszedłem na sępa, jako szeregowy obywatel żywo zainteresowany aferą wokół zaanektowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, - i ze wstydem przyznaję także cichą nadzieją, że „zapewne będzie się działo”.

Jak wszedłem na obrosły mchem sławy dziedziniec Collegium Maius zoczyłem gromadkę, jak się okazało starannie wyselekcjonowanych seminarzystów zaproszonych na wspomnianą debatę naukową, kornie oczekujących aż zostaną wprowadzeni do prastarej Mekki wszech nauk. Kiedy w końcu zaczęto wpuszczać, na bramce skrupulatnie sprawdzano, kto zacz, ale wszedłem bez większego problemu, gdyż mam swoje sposoby, których jednak nie zdradzę, bo to moja tajemnica „śledczego blogera”.

Aula Jagiellońska może rzeczywiście powalić na kolana. To uświęcone w polskiej tradycji uniwersyteckiej miejsce, gdzie obecnie nadaje się tytuły doktora honoris causa oraz inauguruje, co ważniejsze międzynarodowe konferencje naukowe, - muszę przyznać robi powalające wrażenie. U wejścia do Auli są stalle (ławy) dla szeregowego audytoriumi, naprzeciw znajdują się stalle członków Senatu, w środku zaś, na podwyższeniu jest zdobiona złotem Katedra Jego eminencji Rektora i Prorektorów. Na ścianach zaś puszy się galeria ciasno upakowanych portretów królów polskich, biskupów krakowskich, - i rektorów Jagiellońskiej Wszechnicy.

Jeszcze przed rozpoczęciem sympozjum przystąpił do pracy rój kamerzystów, których nota bene przez moment było więcej niż zebranych w Auli. A wszystko po to, by ludzie sobie nie myśleli, że na Uniwersytecie Jagiellońskim nic się nie dzieje. Z rozbawieniem patrzyłem, jak odpowiednio wytresowani operatorzy filmowali naukowych tuzów Wszechnicy Jagiellońskiej we wszystkich możliwych profesorskich pozach i profilach, baczących jednak pilnie by w tle obowiązkowo się znalazły wiszące na ścianach portrety prastarych luminarzy nauk.

Jakbym miał jednym zdaniem określić atmosferę panującą wtedy w Auli Jagiellońskiej powiem, że przypominała jakieś dziejowe nabożeństwo żałobne. Bowiem wszyscy byli śmiertelnie poważni, skupieni, uduchowieni i próżno było szukać choćby grama luzu, bądź śladu uśmiechu, - słowem emfatyczny majestat aż do granic bólu. I choć mamy już XXI wiek, wszyscy spięci i nadęci jeszcze bardziej niż Ci spoglądający na nich z portretów wiszących na ścianach. Tylko zapachu kadzidła brakowało. A wszystko tonęło we wzajemnych ukłonach oraz wypowiadanych półszeptem grzecznościowych komplementach w formule, że się tak wyrażę pinpongowej.

I choć w stallach dla uniwersyteckiej elity przeświecały pustki, młody uczelniany narybek legalistyczny usadzono na dostawkach, żeby póki co znali swoje miejsce w szeregu. Czuło się średniowieczną ascezę i galicyjski porządek w myśl maksymy Franca Jozefa „ordnung muss sein”.

Po auli, z lękiem w oczach krzątali się młodzi pracownicy naukowi Wydziału Prawa i Administracji usadzający przybyłych na debatę gości na miejscach stosownych do rangi naukowej. Ci aspirujący do ewentualnej kariery „wolontariusze”, jak ich nazywał moderator prowadzący seminarium, jako żywo przypominali mi służących do mszy ministrantów, bo za każdym razem przemykając chyłkiem przed katedrą rektora, gdzie zasiedli dostojni paneliści, z nabożną atencją pochylali głowy, jakby chcieli przyklęknąć przed ołtarzem.

Oczekiwałem, że będzie burzliwa debata. Tymczasem byłem świadkiem krasomówczych popisów panów profesorów bacznie pilnujących by młodzi doktorzy, a szczególnie na moje oko dobrze rokujący, acz na standardy jagiellońskie zbyt wyzwolony dr Jacek Sokołowski, któremu nieopacznie się wyrwało, że Trybunał Konstytucyjny utracił legitymizację - broń Boże czegoś więcej niepoprawnego politycznie nie chlapnęli.

Panowie profesorowie przebijali się znajomością rzeczy szermując nazwiskami znanych europejskich konstytucjonalistów i oraz ich teorii prawnych grzęznąc w coraz mniej istotnych szczegółach odnośnie meritum, jakim miała być odpowiedź na pytanie „Jaki Trybunał?”. Lecz mimo tego fundamentalnego uchybienia na ich twarzach malowało się chyba jednak trochę zbyt poufałe przeświadczenie, ze to, co robią ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistym, a nie tylko naukowym zgłębianiem problemu, jak wyjść z pata związanego z działalnością Trybunału Konstytucyjnego.

I prawdę mówiąc wymierna, powtarzam wymierna sprawność rzeczonych konstytucjonalistów z tytułami profesora trochę mnie rozczarowała, gdyż uważam, że ich gładkomówne dyskusje akademickie wyjścia z zapętlenia legalistycznego, w jakim znalazł się spór konstytucyjny, - nie wskazały, a dyskusja panelistów przypominała do złudzenia maszerowanie męża pani Dulskiej na Kopiec Kościuszki wokół stołu. Tak. Tak. Jedni mają mity greckie, my zaś mamy mity jagiellońskie.

Po wygłoszeniu referatów dyskusji praktycznie nie było, a jedynym wyczuwalnie rutynowym polemistą okazał się genetycznie przemądrzały prof. Fryderyk Zoll (młodszy) syn nieobecnego na seminarium (czemu?) Andrzeja i prawnuk Fryderyka Zolla (starszego), albo, jak kto woli najmłodsza latorośl profesorskiego klanu rodzinnego Zollów, którzy jak się wydawało byli profesorami już wtedy, gdy w szacowne progi Wszechnicy Jagiellońskiej wstępował Mikołaj Kopernik. I obym się mylił, ale jak mawiają górale cosik mi się widzi, że prof. Fryderyk Zoll (młodszy) pokazał wysoki kunszt w kategorii "mówić i nic nie powiedzieć, - zabrał włos w dyskusji li tylko, dlatego, by pokazać, referentom, „kto tu karty rozdaje”.

Reasumując, obejrzałem widowisko naukowe, arcytypowe dla Wszechnicy Jagiellońskiej, a dokładniej mówiąc dla zachowawczej dulszczyzny naukowej. Bowiem żadnej konkretnej recepty na rozwiązanie konfliktu z pisowskim Trybunałem Konstytucyjnym nie podano, a jeśli już, to na wszelki wypadek, obwarowano wszystkie wypowiedzi szeregiem uwarunkowań, by się komuś przypadkiem nie narazić, zaś tematów prekursorskich jak ognia unikano, - i na dobrą sprawę do rozwiązania przedmiotowego problemu „jaki Trybunał?” nie wniesiono nic, bądź prawie.

A tak między nami, wiem, że mam przegwizdane, ale jako rzetelny bloger zaryzykuję tezę, że nadrzędnym celem rzeczonej „debaty” było utwierdzenie twardego elektoratu Komitetu Obrony Demokracji (KOD) w złudnym przekonaniu, że Uniwersytet Jagielloński to nadal tak samo szacowna uczelnia jak kiedyś. I choć UJ w rankingu brytyjskim spadł do (sic!) szóstej setki, to jak widać niczym nie zrażona orkiestra jagiellońska gra dalej stare i już mocno wyświechtane przeboje, choć muszę sprawiedliwie przyznać, że w konkurencji przekazu „pi-ar” wygraliby z czapki wszystkie rankingi światowe.

Po „debacie” zoczyłem, że jej uczestnicy przebierają się w togi i birety formując procesję z relikwiami patrona prawników św. Iwo Helory na szpicy, która miała przejść do Kolegiaty Akademickiej św. Anny.

Lecz, to już sobie odpuściłem, - bo nie przepadam za teatrami ulicznymi.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

Wiecie Państwo, dlaczego jest tak mało komentarzy?

Ano z tej przyczyny, że niezależni publicyści mediów społecznościowych, szczególnie w Krakowie, - są zarówno przez PiS, jak PO, -- obkładani klątwą ostracyzmu i zmowy milczenia.

UWAGA!

Uprzejmie proszę Gości mojego blogu o trzymanie się przekazu notki i niesprowadzanie dyskusji na tematy oboczne.

Zastrzegam sobie także prawo do okresowego blokowania autorów komentarzy hejterskich, a także usuwania komentarzy obelżywych, niedorzecznych oraz zawierających pomówienia i insynuacje, - bez podania przyczyn.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka