W dniu 2 maja br., marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia wygłosił historyczne orędzie, w którym mówił, - cytuję fragmenty:
„Powiem to najprościej jak się da. Na wojny domowe, choć ja akurat nigdy nie byłem ich fanem, czas był wtedy, gdy wokół był pokój. Dziś, gdy za naszymi granicami jest wojna, przestrzeni na wzajemne wyniszczanie się wewnątrz, już nie ma. Za długo próbowano dzielić Polskę na dwa obozy. Na dzieci lepszych i gorszych rodziców, na tych, co stali nie tam gdzie stać powinni, na różne sorty, na ciemnogród i oświeconych, na Polskę A i B. Wystarczy (…).
W ciągu ostatnich lat w naszym świecie popsuło się wszystko, co mogło: przyszła pandemia, zepsuł się klimat, wyparował pokój (…)
Poradzimy sobie z tym, jeśli tylko za drogowskaz przyjmiemy biało–czerwoną (…)
Dziś potrzebujemy nie tylko pięknych słów, ale wspólnej konkretnej roboty - projektów, zadań, które będą zszywać nas jako społeczną i narodową wspólnotę (…)
Różnice między nami nie znikną, ale jeśli skupimy się na wspólnych celach, może się okazać, że stają się szansą, dla Polski i dla nas, bo pozwalają stać się lepszymi, bardziej wrażliwymi ludźmi (…)
Bo Rzeczpospolita, tak jak jej biało-czerwona flaga, to rzecz wspólna, a nie własność tych, którzy nią rządzą…”.
Mój komentarz:
Chyba, już każdy w miarę rozgarnięty Polak widzi, że od dawna, zarówno Jarosławowi Kaczyńskiemu, jak dla Donaldowi Tuskowi bynajmniej nie na budowaniu „lepszej Polski” zależało, lecz nadrzędnie ważną dla nich była wynikająca z kompleksów i osobistych animozji obu panów, - patogenna chęć pokazania, który z nich jest lepszy, czego najlepszym dowodem jest wzajemne obrzucanie się przez nich agenturalnymi epitetami niegodnymi rangi poważnych polityków.
Powiem tedy, że jeśli nie zmienimy tego wieloaspektowo destrukcyjnego dla naszego państwa stanu rzeczy, Polska będzie nadal przypominać rzekę, która, owszem, gdzieś płynie, ale powoli, niechętnie, a jej meandryczny nurt wciąż tworzy jakieś zatoki, rozlewiska, martwe wody - i nie może popłynąć do przodu, nie może, wśród rozlewisk, znaleźć swojej drogi, doliny, którą popłynie wartko, - ku uzdrowionemu państwu…
W przeciwnym razie, rozlewiska i martwe wody polskiej polityki przemienią się w grząskie bagna, w których utoniemy wszyscy.
Pytacie Państwo, co konkretnie mnie uprawnia do postawienia takiej tezy?
Odpowiadam:
Bezsporny fakt, z jak bezwzględną konsekwencją, zarówno Kaczyński, jak Tusk, ignorują Hołownię i Kosiniaka, nie bez przyczyny ich obkładając, - klątwą ostracyzmu i zmowy milczenia.
Ktoś zaprzeczy?
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
Inne tematy w dziale Polityka