Dzisiaj wpadłem jak zwykle do kultowego baru kawowego „RIO” w Królewskim Mieście Krakowie, gdzie codziennie o tej samej porze zbiera się ta sama od lat „podwawelska śmietanka”, aktualnie w wieku, by się nie narazić paniom powiem czterdzieści plus ze wskazaniem na mocno zaawansowaną pięćdziesiątkę.
To obrosłe legendą miejsce jest dla mnie magiczną soczewką, w której jak na dłoni było widać, co się działo z Polakami przez ostatnie trzy dekady.
Kawę pija się tam przy barowych ladach z wysokimi stołkami, na których nie sposób usiedzieć, więc wszyscy rozmawiają na stojąco.
Niegdyś, stali bywalcy baru kawowego RIO tworzyli prawie, że rodzinną grupę towarzyską. Jednakże od czasu jak nas Pan Bóg pokarał wolnością, rozpoczęła się postępująca erozja jedności tego bractwa.
Pierwsze rysy pojawiły się w okolicach okrągłego stołu, do którego dosiedli się niestety Michnik z Mazowieckim, którzy tak zamącili ludziom w głowach grubą kreską, że „Solidarność” oddała post-komunie władzę, choć ją miała na widelcu. Wtedy to powstał Salon III RP, który chcąc zakamuflować swoje umoczenie wzywał ludzi do bezpowrotnego zerwania z przeszłością tłumacząc, że lustracja to zguba dla Polski. A resztę społeczeństwa hołdującą narodowej tradycji media nazywały wtedy „bandą nacjonalistycznych oszołomów”.
W barze kawowym RIO odbiło się to zażartymi dyskusjami, ale wtedy jeszczewszyscy się lubili pijąc kawę razem.
Poważniejsze pęknięcie nastąpiło po tym, jak Michnik z Cimoszewiczem napisali w Gazecie Wyborczej odezwę skutkującą wyborem Kwaśniewskiego prezydentem, co de faco postawiło post-komunistów u władzy do dnia dzisiejszego. To wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową.
Ten fakt historyczny spowodował, że w barze kawowym RIO nastąpił trwający do dzisiaj samorzutny podział towarzystwa, które zaczęło pić kawę w podgrupach przy oddzielnych ladach.
Jedną z lad okupowali cwani i wolni od wszelkich skrupułów natury moralno etycznej sympatycy Unii Demokratycznej grupującej w swych szeregach posłuszne każdej władzy, spolegliwe i nowobogackie krakowskie mieszczaństwo i znakomitą większość znanego z postaw zachowawczych środowiska akademickiego. Później do nich dołączyli dawni prywaciarze przefarbowani na biznesmenów nowej generacji, których łatwo było poznać po białych skarpetkach. Ten zdegenerowany twór nazywano wtedy szumnie „przedsiębiorczym odłamem społeczeństwa”.
To oni właśnie stworzyli w Krakowie „koterię” kwitnącą dzięki zasadzie, że znajomy złodziej coś kradnie bądź przekręca, znajomy prokurator wytacza mu sprawę, broni go znajomy adwokat, znajomy ubek załatwia haki na kogo potrzeba, znajomy profesor lub ekspert pisze stosowną opinię, znajomy lekarz ocenia jak trzeba stan zdrowia przestępcy, i po wieloletnim procesie, jak już ludzie zapomną o całej aferze, znajomy sędzia uniewinnia złodzieja. A na końcu wszyscy się dzielą przekręconą kasą, najczęściej państwową. A żeby ci, co mają oczy nie podskakiwali i głosowali jak trzeba w następnych wyborach, znajomemu artyście, uczonemu, publicyście bądź biznesmanowi załatwia się lukratywną fuchę, przetarg, kawiarniany ogródek, grant albo zlecenie. Ta czerwono różowa koteria kręciła swe lody na tyle bezkarnie, że z czasem uznała złodziejstwo za normę.
Zaś przy drugiej ladzie pili kawę porządni i bogobojni krakowianie z charakterem, których wychowano w duchu katolickim i pogardzie dla kombinatorstwa, nazywani wtedy prześmiewczo przez komusze media „dupowatymi nieudacznikami”.
Na skutek tych przemian w barze kawowym RIO dawało się wyczuć coraz wyraźniejsze animozje polityczne. Pojawiły się znacząco pogardliwe spojrzenia frakcji towarzyskich pijących kawę przy oddzielnych ladach, uszczypliwe szeptanki, docinki i aluzje. Lecz wrogości między bywalcami baru lawowego RIO jeszcze wtedy nie było. A jeśli była to skryta, bo Kraków to „eleganckie” miasto i musi być „pełna kultura”.
Poważna szczelina odwracająca od siebie bywalców baru kawowego RIO rozwarła się na dobre w okresie Czwartej Rzeczpospolitej kiedy lokalna koteria utraciła władzę na rzecz braci Kaczyńskich i śmiertelnie się przestraszyła, że niejaki Ziobro może faktycznie ukrócić jej jak dotąd bezkarne przekręty.
Wtedy to ogarnięta podsycanym przez Gazetę Wyborczą strachem przed ludojadem Jarosławem frakcja platformerska sprzymierzyła się przeciw frakcji pisowsko-narodowej z frakcją komuszo-ubecką. Panie z frakcji platformerskiej obrzucały ladę „przeklętych pisiorów” wrogimi spojrzeniami o sile pioruna, wzdymały boteksowe wargi wywracając gały, wymownie chrząkały, a frakcja pisowska odpowiadała ogniem zaporowym pogardliwych prychnięć i zjadliwych chichotów. Zaś prowokatorska frakcja eseldowsko-ubecka mąciła kameralną atmosferę przezacnego miejsca rozmyślnie krzykliwymi docinkami, „jakie to wredne mendy z tych wstrętnych Kaczorów, którzy chcą podpalić Polskę”. I choć walczono na noże, postronny gość baru kawowego RIO był święcie przekonany, że dostąpił zaszczytu wypicia kawy w, jak przeczytałem w pewnym przewodniku, „legendarnym miejscu spotkań krakowskich intelektualistów”.
A tak między nami szło o to, że lokalna platformersko-eseldowsko-ubecka wierchuszka pod pozorem walki z zabójczym dla Polski kaczyzmem walczyła de facto o swój własny tyłek, bojąc się panicznie, że prezes Kaczyński może ją zdemaskować kładąc kres jej bezkarnemu Dolce Vita. Panowie się przerazili, że pisiory odbiorą im lukratywne fuchy i odetną dostęp do konfitur, a panie wpadły w panikę, że być może będą musiały się pozbyć swoich ukochanych futer i przesiąść się z audic i beemek do tramwajów.
Mniej więcej w tym czasie bonzowie lokalnej koterii przestali przychodzić do RIO, bo już się na tyle obłowili i obrośli w piórka, że skromny bar kawowy stał się dla nich „zbyt ubogim miejscem” w porównaniu z Pałacem Pugetów i Willą Decjusza, gdzie sobie uwili nowe towarzyskie gniazda.
Do RIO jednak nadal przychodziły, a właściwie podjeżdżały wypasionymi furami tuż pod samo wejście, napuszone małżonki koteryjnych bonzów i kurzomózgie flamy biznesmanów nowej generacji, żeby się dowartościować i pokazać ubranym w second handzie, siorbiącym kawę bez cukru pisiorom, jak im się poprawiło i co sobie kupiły w nowo otwartym markowym butiku. A żeby dobić nieudacznych pisiorów przechwalały się na głos kolorami swych nowych limuzyn i ilością działek właśnie zakupionych przez ich mężów na Majorce.
A coraz bardziej stłamszona frakcja popleczników Jarosława Kaczyńskiego z kluchą w gardle pocieszała się wzajemnie, że po co im Majorka skoro w podkrakowskim Kryspinowie też można popływać, że na co im drogie futra skoro mamy klimatyczne ocieplenie, że brylanty już nie modne, a samochód im w zasadzie niepotrzebny, bo w Krakowie można przecież wszędzie dojść na nogach.
I choć zakazano palenia tytoniu atmosfera baru kawowego RIO zgęstniała na tyle, że można było zawiesić siekierę.
Aż na Polskę spadła tragedia smoleńska, która lady protformersko-komuszo-ubeckie oddzieliła od lad pisowsko-bogoojczyźniano-narodowych przepastną rozpadliną nie do zsypania, a uprzejme ukłony z kwaśnym uśmiechem na twarzy nie były już w stanie przykryć wzajemnej nienawiści. W barze kawowym RIO zapanowała atmosfera podobna tej z czasu Polski Walczącej. Zwaśnione na amen frakcje zdawały się wzajemnie nie zauważać ustawiając się do siebie tyłem. Podbudowywani przez media platformersi wychwalali pod niebiosa Tuska odżegnując od czci i wiary Jarosława Kaczyńskiego i moherowe watahy spod znaku Rydzyka. Pisowcy zaś wymieniali się pod ladą odbijaną na ksero bibułą z drugiego obiegu, prowadząc ze sobą rozmowy pełne grypsów i konspiracyjnych haseł. A eleldowsko-ubeccy podjudzacze nadal szczuli na siebie wzajemnie zwaśnione frakcje.
I choć stałych bywalców baru kawowego RIO dzieliła wzajemna pogarda podszyta wrogą nienawiścią, dla postronnych gości, szczególnie Warszawki wpadającej do Krakowa celem ukulturalnienia, bar kawowy RIO wydawał się nadal ekskluzywnym miejscem spotkań krakowskiej elity,.
Ale dość historii. Wracam do tego od czego zacząłem.
Otóż, chcąc spokojnie wypić kawę przyszedłem dziś do RIO nieco wcześniej niż zwykle. Był już jeden znajomy, na szczęście z tych, którzy udają, że są politycznie neutralni.
Pogwarzyliśmy chwilę aż zaczęli się schodzić starzy bywalcy RIO. Przystanął obok nas pewien krakowski artysta i zaczęła się rozmowa co słychać w teatrach.
Kątem oka spostrzegłem, że do lady pisowskiej dołączyły dwie moje wieloletnie przyjaciółki zakutane w angielskie pilotki i wielowarstwową cebulkę najnowszych hitów kolekcji zimowej miejscowych lumpeksów, nad wyraz zapalczywe, bogoojczyźniane bojowniczki walecznych szwadronów Ojca Dyrektora. Pokiwałem im radośnie, bo je znam od dziecka i krzyknąłem, że zaraz do nich podejdę.
W międzyczasie zostały obsadzone lady platformersko-eseldowsko-ubeckie, gdzie w towarzystwie kilku wystrojonych w drogie futra pań doktorowych, mecenasowych, dyrygentowych, biznesmanowych i innych owych, zauważyłem mojego serdecznego kumpla z liceum, szanowanego lekarza, któremu również pokiwałem z entuzjazmem.
Artysta się gdzieś śpieszył, więc korzystając z okazji podszedłem do moich przyjaciółek ze szczerym uśmiechem na twarzy. Zmroziły mnie jednak ich lodowato wzgardliwe spojrzenia, a gdy zapytałem, co się stało, po chwili źle wróżącej ciszy jedna z nich spurpurowiała jak indor i prychnęła z furią: Człowieku! Jak ty, chłopak z dobrego domu, szanowany naukowiec, możesz pić kawę razem z tym wrednym peowcem, pożal się Boże artystą, który dałby się porąbać za Tuska!!! A druga naskoczyła na mnie, że mój ojciec akowiec z pewnością się przewraca w grobie. Wyczułem, że nie żartują, gorzej, że powiewa od nich nienawiścią. Wykręciłem się tedy, że muszę iść do samochodu bo mi zaraz wlepią mandat.
Kiedy wyszedłem na zewnątrz szczęśliwy, że mogę zaczerpnąć świeżego powietrza, dobiegł mnie głos kolegi lekarza, który wołał, żebym się zatrzymał bo mi musi coś powiedzieć. Gdy mnie wreszcie dopadł, z rozzłoszczoną miną walnął z grubej rury: Krzysiek! Miałem cię za inteligentnego faceta! Z kim ty się człowieku zadajesz! Przecież to niebezpiecznie nawiedzone pisówy, które za Kaczora utopiłyby cię w łyżce wody! Wstydź się stary! Ty! Pracownik naukowy gadasz z pisiorami! Nie dał mi dojść do słowa, aż mu żyły wylazły na skroniach. I znowu wyczułem, że on nie żartuje i, że od niego też powiewa nienawiścią. Więc znowu się wykręciłem, że mam umówione spotkanie.
Kiedy uszczęśliwiony zniknąłem za rogiem, zaszedł mnie od tyłu były ubek, który też pił kawę w RIO, niegdyś bramkarz z krakowskich Jaszczurów, który w czasie komuny handlował dolarami i donosił na kolegów, a obecnie jest prezesem jakiejś ważnej spółki. Zdyszany i wyraźnie rozjuszony wygarnął mi na odlew: Stary! Miałem cię za uczonego! Czy ci się coś w głowie popieprzyło?! Widziałem w RIO z kim ty gadasz! Czy ty nie rozumiesz, że z tą pisowsko-peowską bandą nie wolno się zadawać bo to same mendy i złodzieje! Aż go zadławiło z nienawiści. Więc znowu się wykręciłem, tym razem umówionym obiadem.
Po powrocie do domu też mi nie dali spokoju. Po południu zadzwoniła jedna ze spotkanych w RIO przyjaciółek i przez pół godziny nadawała, jak ja mogłem rozmawiać z tymi bandziorami Tuska, którzy nam zabili prezydenta pod Smoleńskiem. A wieczorem zadzwonił mój kolega lekarz, który przez prawie godzinę nawijał, że krakowska inteligencja się za mnie wstydzi, bo wszyscy widzieli jak stałem w RIO z tymi parszywymi pisiorami, którzy tylko patrzą żeby przejąć w Polsce władzę. Długo nie mogłem usnąć bo się bałem, że zaraz zadzwoni ubek. A w nocy mi się śniło, że mnie linczowali na zmianę platformersi z pisiorami.
Sami Państwo widzicie, że Polaków doprowadzono do ogólnonarodowej choroby umysłowej zamieniwszy Polskę w jeden wielki dom wariatów, od lewa do prawa. I myślę, że się Państwo ze mną zgodzicie, że to wszystko, plus ostatnie wyczyny rządu, dowodzi niezbicie, że Polska weszła już w ostatnie stadium paranoidalnej schizofrenii zrodzonej z maniakalnej nienawiści wszystkich do wszystkich, za czym jest już tylko czarna dziura.
Pracowały na to wszystkie dotychczasowe rządy. Dlatego musimy sobie powiedzieć otwarcie, że skażeni peerelem politycy starszej generacji są dla Polski śmiertelnym zagrożeniem. Bo wychodzi na to, że Polacy mniej więcej od czterdziestki w górę już nigdy nie przestaną się wzajemnie nienawidzić za okrągły stół, stan wojenny, niedokończoną lustrację, rabunek narodowego majątku i smoleńską katastrofę. Te sprawy trzeba oczywiście wyjaśnić, ale to jest rola historyków. Politycy pokazali, że nie są do tego zdolni.
Moim zdaniem ludzie muszą zrozumieć, że jeśli te zgredy będą nadal rządzić Polską, czeka nas niekończąca się kłótnia przemądrzałych peowców wielbiących patologicznie nieodpowiedzialnego Tuska z wiecznie naburmuszonymi pisowcami pod wodzą genetycznie zawziętego Jarosława Kaczyńskiego. Kłótnia podsycana sprytnie przez mącącego w głowach młodym ludziom i marzącego o władzy świra Palikota. Że wzniecane tu i tam pożary będzie bez końca przyduszał starszy sikawkowy Pawlak. A na wypalonych zgliszczach załgany Leszek Miller odrodzi zmutowaną komunę w wersji koreańsko chińskiej.
Ktoś może teraz pomyśleć, że nie ma już nadziei dla Polski.
Nieprawda!!! Jest jeszcze tak zwana ostatnia szansa.
Przedostatnią była „Solidarność”. Niestety ogromny entuzjazm Polaków został zniweczony przez ludzi Michnika, którzy przy okrągłym stole dogadali się podstępnie z czerwonymi zabijając entuzjazm rodaków wprowadzeniem stanu wojennego.
No to, gdzie ta ostatnia szansa? - ktoś mnie teraz spyta.
Odpowiadam. Moim zdaniem tą szansą jest pokoleniowa rewolucja młodych ludzi, która właśnie się rozpoczęła spontanicznym protestem przeciw ACTA. Tę „Wiosnę Młodych” trzeba doprowadzić do zwycięskiego końca.
A najlepszym argumentem, że tak trzeba zrobić są kompromitujące nas w oczach świata poczynania Platformy, i co warto podkreślić, także opozycji prawicowej. Bo podstarzali liderzy Prawa i Sprawiedliwości okazali się kompletne zamknięci na młodych ludzi z pomysłami obawiając się z ich strony konkurencji. Gorzej! W sytuacji gdy Platforma leży na łopatkach po serii gigantycznych wpadek, PIS przygląda się temu w zasadzie bezczynnie sprawiając wrażenie, że się wcale nie kwapi do przejęcia władzy. Jeszcze gorzej! Wygląda na to, że uwsteczniająca Polskę nie mająca końca wojna między PIS-em i Platformą zdaje się być obu tym partiom na rękę.
Tak więc moim zdaniem trzeba raz na zawsze podziękować za rządzenie Polską leciwym i skażonym komuną, doszczętnie już zgranym aktorom polskiej sceny politycznej. Wszystkim!!! Bez wyjątku!!! Od prawa, przez środek, do lewa!!!
A władzę powinni wziąć w swoje ręce wolni od komuszych genów ludzie młodzi. Na drodze „rewolucyjnej”! Mam na myśli rewolucję pokoleniową. Bez żadnych okresów transformacji, stopniowego przekazywania władzy i temu podobnych bajerów!
Uważam, że młodzi walczący przeciw ACTA nie powinni dać sobie odebrać podstępnie tego, co już wywalczyli, bowiem:
W proteście przeciw ACTA byli wspaniali!!! Wzniecili „powstanie” dające nadzieję na normalność. Wykazali ogromną odwagę, rozmach, siłę, potencjał intelektualny i zadziwiającą zdolność organizacyjną, lecz także radość życia, pomysłowość i wielką kulturę. Obnażyli obłudę i bojaźliwie zachowawczą postawę Premiera, przegonili Palikota i zdemaskowali niemotę klasy rządzącej w zrozumieniu cyberprzestrzeni i problemów światowej społeczności Internetu. Pokazali, że jest szansa żeby zmienić Polskę, na co wielu straciło nadzieję.
Ale muszą pamiętać, że pokolenie skażonych komuną zgredów nie odda władzy bez walki. Dlatego:
Nie powinni się nabierać na tak zwane debaty społeczne. Za żadne skarby nie powinni dopuścić, żeby ich dokonania zagospodarowali dla siebie starzy rutyniarze. Dlatego powinni dokończyć swój protest sami! Bez pomocy polityków starej generacji!!! A szczególnie Palikota!!!
Powinni założyć swije własne struktury, jak niegdyś „Solidarność”. Nie powinni wchodzić w żadne związki, bądź układy z post-komunistycznymi partiami politycznymi, bo ich ograbią z pomysłów, które ogłoszą jako swoje. A jak już okrzepną organizacyjnie, powinni stworzyć własną, niezależną partię, zrzeszenie, stowarzyszenie, bądź jakiś całkiem nowy ruch obywatelski. Powinni działać wyłącznie własnymi siłami! Jak od zarazy stronić od „życzących im dobrze” pośredników i doradców, szczególnie z kręgów Gazety Wyborczej. Bo stać ich na samodzielność, gdyż w przeciwieństwie do zarażonego bakcylem komuny starszego pokolenia potrafią myśleć niezależnie!
A jak puszczą mrozy, powinni pokazać światu, że potrafią skończyć raz na zawsze z Polską rządzoną przez piszących na komputerze jednym palcem, skostniałych mentalnie i ideologicznie zakisłych, nie czujących bluesa zgredów.
Uwaga młodzi protestujący przeciw ACTA !!!
Przed chwilą Tusk zmienił stanowisko w sprawie ACTA. A więc premier próbuje się zdradliwie podpiąć pod to, co sobie wywalczyliście! To jest podstęp !!! Nie dajcie się zrobić w konia !!! Tusk wejdzie w koalicję z Palikotem i Was wykolegują na amen !!! A potem oleje Platformę byle by się tylko załapać na jakieś stanowisko w Brukseli !!!
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Patrz również:
Inne tematy w dziale Rozmaitości