echo24 echo24
4023
BLOG

Czemu PiS-owi nie udała się reforma szkolnictwa?

echo24 echo24 Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 268

Podtytuł:
"PO-PiS wiecznie żywy, bezsilni nauczyciele i bezkarnie nieodpowiedzialni dyletanci z tytułami profesora"

Memento et signum temporis: Pamiętam, że w latach szkolnych uciekłem z domu, jak mi moja kochana śp. Mama zabroniła słuchać Beatlesów, gdyż orzekła, że to jakieś zdziczałe, niechodzące do fryzjera wyjce rude, a ja, licealista z przyzwoitego patriotycznego domu, - powinienem z nią na naszym rodzinnym Steinwayu grać na cztery ręce jej ulubione ułańskie piosenki.
(Krzysztof Pasierbiewicz, Echo24)

Motto muzyczne: All we are saying is give peace (nie mylić z fonetycznym “pis”), a chance – vide: https://www.youtube.com/watch?v=C3_0GqPvr4U  

W kwietniu 2014 byłem na wielogodzinnym spotkaniu z czterema dyrektorkami renomowanych krakowskich szkół: podstawowej, gimnazjalnej, licealnej i szkoły dla dzieci niepełnosprawnych, zorganizowanym przez jeszcze wtedy aktywny krakowski Akademicki Klub Obywatelski (AKO). I choć twarda ze mnie sztuka, byłem wtedy pod ogromnym wrażeniem tego, co usłyszałem. Nie będę relacjonował szczegółowo tego spotkania by nie rozwlekać notki i ograniczę się tylko do poruszonych problemów systemowych.

Otóż to, o czym mówiły te nauczycielki i matki zarazem było jedną wielką dramatyczną skargą na głuchą na ich apele butną władzę rządzącej wówczas Platformy Obywatelskiej, której było nie po drodze z kształceniem polskich dzieci podług takich wartości jak: BÓG HONOR OJCZYZNA. Bowiem wszystkie panie twierdziły zgodnie, że wprowadzany odgórnie przez ówczesne władze PO program nauczania prowadzi w linii prostej do niedokształcenia i dehumanizacji młodzieży, począwszy od nauczania przedszkolnego, poprzez szkołę podstawową, gimnazjum, na liceum kończąc. Według nich problem polegał między innymi na tym, że system nauczania szkolnego ówczesne władze Platformy Obywatelskiej podzieliły wtedy na zdaniem pań nauczycielek kompletnie niespójne ze sobą trzechletnie fazy, a każdą z tych faz ministerstwo rozliczało nie z tego, co szkoła rzeczywiście nauczyła, lecz z suchych danych statystycznych w głównej mierze opartych na wynikach testów końcowych. W efekcie każda ze wspomnianych faz wyglądała tak samo, czyli pierwszy rok nauczania pedagodzy musieli poświęcać na rozpoznanie indywidualnych możliwości uczniów, w drugim roku mogli zacząć realizowanie przewidzianego na trzy lata programu, zaś trzeci rok musieli poświęcać na ćwiczenie z uczniami umiejętności rozwiązywania testów końcowych. Czyli w trakcie każdej z takich trzechletnich faz na rzeczywistą naukę przedmiotu nauczyciele mieli de facto jeden rok, co skutkowało tym, że w kilkunastoletnim cyklu nauczania kończącym się maturą, na rzeczywistą naukę nauczyciele mogli poświęcić de facto cztery lata! Powtarzam. Cztery lata efektywnej nauki i co najmniej tyle samo lat kompletnie straconych!

Tyle o tym, co relacjonowały w roku 2014 panie dyrektorki.

Doszedłem wtedy do wniosku, że to już jest nie tylko chwilowa zapaść polskiego szkolnictwa, lecz totalna katastrofa polskiej oświaty, a ci, którzy taki program nauczania opracowali, a także ci, którzy go zatwierdzili na szczeblu ministerialno rządowym kwalifikują się pod osąd trybunału stanu, bo to, co zrobiła z polską szkołą Platforma Obywatelska to nic innego jak bezmyślna, a może rozmyślna (?) „zbrodnia” dokonywana na kształtowanej w wieku szkolnym tkance intelektualnej narodu polskiego.

Ale w czasie tamtego spotkania (w roku 2014) wyszedł na jaw jeszcze poważniejszy problem. Otóż panie dyrektorki alarmowały, że każda ze wspomnianych wyżej faz nauczania była zwieńczana obligatoryjnym testem końcowym, a problem polegał na tym, że taki test było tym łatwiej zaliczyć im mniej uczeń myślał, co skutkowało tym, że nauczyciele chcąc się wykazać wymaganymi od nich dobrymi wynikami testowymi zamiast uczyć dzieci umiejętności samodzielnego myślenia zmuszani byli do oduczania swoich podopiecznych owej zdolności, zaś efektem takiego stanu rzeczy była masowa produkcja przez polskie szkoły „biomasy” „jamochłonów” o poziomie intelektualnym zbliżającym się niebezpiecznie do granicy debilnego absolutu, - bo uczelnie już wtedy alarmowały, że narybek przychodzący na studia był nie tylko niedouczony, ale kompletnie niezdolny do samodzielnego myślenia, a kandydaci na uczelnie nie potrafili sklecić poprawnie zdania, wyartykułować własnych myśli, przeprowadzić najprostszego logicznego wywodu i tak dalej. A na dobrą sprawę jednym, co taki delikwent rzeczywiście umiał, to rozwiązywać testy typu: stolicą Polski jest: A. Warszawa, B. Białystok, C. Krościenko nad Dunajcem; plus wyznawanie zasady: „Spoko! Nara! Wyluzuj! Jakoś to będzie!”.

Ale panie dyrektorki odsłoniły nam wtedy jeszcze gorszą prawdę. Bowiem uświadomiły nam, że programy szkolne opracowywane były wtedy, praktycznie bez konsultacji z nauczycielami, przez profesorów wyższych uczelni, którzy byli kompletnie głusi na sugestie i apele nauczycieli i dyrektorów szkolnych, bo przecież, - mości panowie akademicka „elita” i tak wszystko lepiej wiedzą. 

Na końcu spotkania była dyskusja, jak zaradzić temu, co się dzieje z polską szkołą? A mnie przypomniały się słowa profesora Andrzej Nowaka z Wydziału Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego ze wstępu do jego książki „Od Polski do post-polityki”, że, cytuję: „martwi się o to, co się stało z demokracją, z Rzeczypospolitą, z Europą Wschodnią, z Europą. Co dzieje się z rzeczywistością w magmie płynącego z posłusznych (komu?) mediów przekazu „pi-ar”..., że następuje narastające poczucie rozpadu wspólnoty, którą stworzyły poprzednie pokolenia Polaków..., że należy rozważyć możliwość końca naszej historii”...

Wtedy uznałem, że reforma polskiego szkolnictwa jest bezwzględnie konieczna, a warunkiem sine qua non ku naprawie polskiej szkoły jest odsunięcie od wpływu na szkolne programy akademików z tytułami profesora i pozostawienie spraw programowych w gestii doświadczonych i oddanych zawodowi nauczycieli szkolnych, którzy są rzeczywiście kompetentni w tej materii. Dlaczego? Bo przepracowałem blisko czterdzieści lat na uczelni i znając środowisko akademickie na wylot wiedziałem, że choć nie wszyscy, to jednak znakomita większość nauczycieli akademickich dawno już zapomniała, że uczelnie są dla studentów, a nie dla nich. Miałem wtedy na myśli szczególnie profesorów-celebrytów, bo to takich właśnie ministerstwo edukacji zatrudniało „na fuchę” do opracowywania programów szkolnych. Bo wiedziałem, że dla celebrytów z tytułami profesora już sami studenci są zakałą, a co dopiero jacyś tam uczniowie. Że profesorscy celebryci „pracują” z reguły na kilku cząstkowych etatach na różnych uczelniach, pełniąc jednocześnie funkcje „honorowe” w trudnych do policzenia „naukowych” radach, komisjach, komitetach, wydawnictwach, asocjacjach, towarzystwach i stowarzyszeniach, - a opracowywanie szkolnych programów nauczania to dla nich była tylko jeszcze jedna intratna „fucha”, którą można szybko i po łebkach odwalić, bo odpowiedzialności za to nie ma żadnej.

Boże! Co to platformersko-eseldowskie lewactwo zrobiło z polską szkołą! – myślałem wtedy.

I co było dalej?

Jesienią roku 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, a reformę polskiego szkolnictwa ogłosiło szumnie swym programem sztandarowym.

I co?

Butna Anna Zalewska, nota bene była aktywistka Unii Wolności, obecnie ministra edukacji w rządzie Morawieckiego, (Sic!) byłego doradcy Donalda Tuska, realizując swą „reformę” szkolnictwa była jak pień głucha na dialog ze szkolnymi dydaktykami, gorzej, od dłuższego czasu szczuła Polaków przeciwko krytykującym jej „reformę” polskim nauczycielom; zaś były działacz kolejno: Unii Demokratycznej, Unii Wolności, a w końcu minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska Jarosław Gowin, obecnie pisowski minister nauki i szkolnictwa wyższego, oprócz tego, że powołał kilkanaście bijących pianę wieloosobowych rad naukowych od czegoś tam – vide moja notka pt. „KRAJ RAD”: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/730720,kraj-rad , - póki, co robi wszystko, by w naszym szkolnictwie było tak jak było, - czytaj moja notka pt. „Studenci! Macie Rację! Reforma Gowina na Madagaskar!” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/871820,studenci-macie-racje-reforma-gowina-na-madagaskar .

A jak pisałem, że już czas najwyższy skończyć z tym PO-PiS-em, - to jedni i drudzy omal mnie nie zlinczowali. 

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo