Patrzę na ten zachwyt zagranicznych dziennikarzy, piłkarzy, kibiców i ogólnie turystów naszym krajem z okazji Euro i ciągle nie mogę się nadziwić. Nie dziwi mnie jednak ich zadowolenie i zauroczenie, bo wiem, że jesteśmy fantastycznymi ludźmi z sercem na dłoni i drzwiami otwartymi, a Polska piękną jest (wierzbami i Chopinem nie polecę, by patos ominąć), ale zastanawia mnie dlaczego to "odkrywanie" naszego kraju tak długo trwa, mimo, że wjechać można do nas w każdej chwili i nie jeden i nie dwóch Hiszpanów, czy Anglików, a nawet Peruwiańczyków tu było (a nawet jest nadal). I nie chcę tu nawiązywać do jakichś wypocin BBC. Nie o to chodzi. Chodzi mi tylko o to zaskakujące zaskoczenie. Wprawdzie budujące i powodujące wzruszenie i dumę, jednakowoż ... dziwnie rozciągnięte w czasie.
Skojarzyło mi się to z takim wydarzeniem, gdy mając lat 7 czy 8 byłam z rodzicami we Francji i na pewnym spotkaniu towarzyskim pewna nobliwa pani zapytała moją mamę "Czy w Polsce są sklepy?". Moja mama zakrztusiła się w tym momencie anyżówką i powiedziała... "Nie... Chodzimy po lesie z łukami i strzelamy do dzików. Szablozębnych".
Ale... Może to i lepiej, żeby ktoś z takim zapałem coś nowego u nas ciągle odkrywał. Mamy motywację.
Inne tematy w dziale Rozmaitości