W jakichś wiadomościach była przedstawiona sprawa kobiety, która w ostatniej katastrofie kolejowej pod Szczekocinami straciła nogę. Lat około 30tu, 2letnia córka, mąż, ona z zawodu nauczycielka czynnie (do katastrofy) uprawiająca swój zawód. Pech chciał, że tym pociągiem jechała i świat się nagle zawalił. Ale widać kobieta silna i nakierowana na przemożną miłość do rodziny, co przekłada się na walkę o siebie i swoje zdrowie oraz pracę, więc coś się zadziało dobrego z rąk dobrych ludzi i w walce o zdobycie protezy udało się już uzyskać 100 tysięcy złotych, ale brakuje jeszcze 150 (w nawiasie dodam, że NFZ za protezę refunduje ... uwaga!!!... 2 tysiące PLN, ale to inny temat).
No i w materiale doszło do rozmowy z panem przedstawicielem zakładu ubezpieczeniowego, który stwierdził, że oczywiście w ramach pakietu i polisy było by oczywiście możliwe wsparcie dla tej pani, ale (... tu kolejne uwaga!!! ...) kobieta musi UDOWODNIĆ, że proteza jest jej potrzebna.
Może jest tu ktoś, kto również nie ma ludzkich uczuć (takich by się pewnie kilku znalazło) i jednocześnie pracuje w ubezpieczeniach i wytłumaczy mi jak wygląda udowadnianie przez kogoś bez nogi, że nie ma nogi, a generalnie lubiłby żyć, funkcjonować, pracować, chodzić z dzieckiem na lody i nie musieć błagać o to, co mu sie należy jak psu zupa, skoro sie ubezpieczył równiez od wypadków? Że nie wpisał, że może się taki zdarzyć pod Szczekocinem?
Mnie niestety takie rzeczy przerastają.
Inne tematy w dziale Rozmaitości