No i robale wylazły... Jeszcze się jedne Igrzyska na dobre nie skończyły, bo Hiszpania ciągle szczęściem pijana i drugie nie zaczęły, bo Londyn w przygotowaniach, a Olimpiada zaczęła trwać. Właśnie w radio przy zmywaniu naczyń (nikt mi za to nie płaci, a nawet powiem więcej - płacę za to ja) słuchałam o kolejnych zapowiedziach protestów związków zawodowych w sprawie "umów śmieciowych". Co to kurde za wymysła, nazwa i akcja?! Wprawdzie nie jest to najnowszy temat, ale nie przestanie mnie zadziwiać. Ja mam 25 lat stażu pracy. Jak studiowałam, to błogosławiłam każdego, kto mnie na miesiąc zatrudnił na umowę-zlecenie, albo na czas określony, żeby dorobić trochę kasy. Wszystko było jasne i jak podejrzewam obecnie jest również: sprawdzisz się - zostajesz, nie będę miał kasy na wypłaty - żegnamy się, coś spierniczysz - wypadasz. Jakoś nikt się na to nie obrażał. Nawet z trzema literkami przed nazwiskiem w wakacje na "umowę śmieciową" przygrzewałam floty do T-Shirtów. Ciężka robota i gorąco, ale jakoś mi nic z głowy nie spadło... od włosa poczynając, a na koronie skończywszy.
Może by się związki zawodowe zajęły swoimi pracownikami na urlopach bezpłatnych, albo na zwolnieniach lekarskich, którzy są zatrudniani "śmieciowo" na plantacjach np. truskawek u prywatnych przedsiębiorców europejskich sąsiadów i jadąc tam na własną prośbę mimo licznych przekazów medialnych, że to jest zdzierstwo, mordęga i lekceważenie ludzi potem są zdziwieni, że ani pracy tam, gdyż trzeba zwiewać, ani tu z racji niedopełnienia formalnych wymagań przedłożenia kolejnego L4. Tak więc najpierw traci firma, bo gość nie na stanowisku, a potem budżet państwa za ściąganie zniewolonych z własnej i nieprzymuszonej woli krajowych sierot z baraków bez łóżek i toalet, przy 16godzinnym dniu pracy w znoju i upale.
A poza tym zwracam uwagę na fakt, że przepracowawszy niegdyś w sumie kilka lat na tzw. "umowach śmieciowych" zdobyłam doświadczenie nie tylko w produkcji tandetnych broszek i myciu okien, ale i w małych niuansach jak obserwować i traktować ludzi różnej prowieniencji. I nie znam nikogo z moich znajomych, kto dzisiaj utyskiwałby, że jakies związki zawodowe miały to gdzieś, albo że został skrzywdzony. Chyba nawet wręcz przeciwnie. Są im wdzięczni. Łącznie ze mną, a to jest obecnie robienie takim ludziom koło pióra i propagowanie nepotyzmu. Antka kobity szwagra brat zawsze sie zgodzi przez trzy miesiące dorobić przy zrywaniu czereśni.
Inne tematy w dziale Rozmaitości