Byłam przez tydzień w miejscu, które pozwalało mieć wszystko gdzieś, a także w poważaniu. Sprawy międzynarodowe i państwowe tudzież społeczno-polityczne z racji posiadania tylko 4 programów TV i w kiepskim odbiorze jakoś umknęły. Dodatkowo z uwagi na ładną pogodę i parcie na zwyczajną nudę kwestia "małej Madzi" pozostała gdzieś za płotem, aczkolwiek mam jednak nieodparte pragnienie powiedzieć "a nie mówiłam?!". Poza tym 3 osoby na krzyż w okolicy, więc nawet trudno było usłyszeć jakaś plotkę.
I widziałam przepięknego białego gołębia. Latał mi każdego rana nad głową. Znaczy... za oknem, ale głowę miałam blisko okna.
Pod tym oknem był również staw z wyspą, a po wodzie pływały nenufary i kaczeńce. Komarów nie było.
Gospodyni tegoż obejścia pielęgnuje piękny, wielki ogród z setkami różnego rodzaju roślin, które przy porannym relaksie na ławeczce mówią "dzień dobry".
Mój pies wrócił z tygodniowego wyjazdu odwrotnie proporconalnie wypoczęty do mojego wypoczęcia. Za dużo wrażeń. Śpi jak suseł.
A Państwo czym się emocjonowali?
In vitro? Czy może koncert Madonny 1go sierpnia jako profanacja Powstania Warszawskiego?
Musimy chyba pilnować, żeby np. O.S.T.R. nie wystapił przypadkiem 4 lipca w USA, 11 lipca we Fancji, a 15 lipca pod Grunwaldem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości