Jeden z bliskich mi "fazą zwojową" blogerów napisał dzisiaj o dobrym sercu pewnej Posłanki, która z duszy serca wsparła pewnego kaznodzieję zupełnie bezdusznie(sic!) przygniecionego procedurami egzekucji długu. Sprawy roztrząsać nie będę, bo nie w tym rzecz. Pani pochyliła sie nad niedolą ledwo wiażącego koniec z końcem nosiciela prawdy i dobra i to ich sprawa jak się ze sobą rozliczą.
Ja natomiast potrzebuję trzy beczki farby. Jak najbardziej może być do tego trzy beczki gipsu, albo innych środków oraz ingrediencji remontowych. Nie obrażę się. Konieczne jest to do wyremontowania magazynu, w którym zapakowane są produkty żywnościowe dla biednych. Proszę mi wierzyć, że popyt jest ogromny. 5.000 ton skochodzi na pniu. Tylko trzeba mieć to gdzie trzymać, bo "zainteresowanie" rośnie.
I co? I wszyscy (hurtownie, producenci, dystrybutorzy), którzy mają nawet takie farby, które zakończą wedle metki swój żywot w październiku, nie chcą ich podarować, bo "A co za to będziemy mieć?". Albo "A to wchozi w księgi jako darowizna?".
No nic. Sorry... Poza satysfakcją, pustym magazynem na przyjęcie nowych dostaw, brakiem konieczności utylizowania odpadów (wraz z kosztami owej), oszczędnością na transporcie, bo zostaną zabrane własnym sumptem, uwolnieniem logistycznym... podziekowaniem w mediach za pomoc i tym samym reklamą w onych... No NIC!!! Lepiej siedzieć i dostawać op*dol od szefa, że beczki stoją na wjeździe.
Ugadałam się dzisiaj po kokardkę, ale impregnowane umysły i procedury niestety nie pozwalają pomóc innym. "A co to jest instytucja pożytku publicznego?" pyta mnie pan w hurtowni, w której nic się nie dzieje... "A nic takiego... drobiazg taki... Fanaberia!"... no bo co miałam powiedzieć?
Tym samym gratuluję Pani Posłance fanaberii wsparcia biednego i ledwo wiążącego koniec z końcem duszpasterza. Ciekawe, czy tak się najeździł i naprosił i nadowiadywał ustawień prawnych jak ja.
Chociaż to ostatnie chyba ma w małym palcu. Jak nie swoim , to swojej księgowej i adwokata.
Inne tematy w dziale Rozmaitości