Kupiłam sobie Hondę Goldwing. Wstałam z łóżka, umyłam się, ubrałam, narysowałam sobie twarz, zarzuciłam torebke na ramię i poszłam celem nabycia onej. Nie było specjalnych problemów, ani kolejki, a pan w salonie bardzo życzliwie objaśnił mi wszelkie zakola i załamki warunków gwarancji i serwisowania, wręczył całą wielką teczkę kwitów, papierów, folderów, zaświadczeń oraz poświadczonych rachunków.
Wyszłam z cudownie urządzonego biura odprowadzona przez innego pana w białej koszuli i krawacie, który otworzył wszelkie możliwe stojące mi na drodze drzwi, a następnie podał mi kluczyki. Na podjeździe przed salonem stała już lśniąca maszyna w kolorze czarnym z niewielkimi akcentami w kolorze burgunda. Obok niej dumnie prężył tors trzeci pan dzierżąc w dłoniach kask w kolorze burgunda z niewielkimi czarnymi akcentami. Przejęłam z jego dłoni ten dar i lekko stremowana podałam mu torebkę i teczkę, by zapakował mi ją w juki. Sama zaś przerzuciłam prawą noge przez siedzenie i obudziłam tę przepięknie drgającą i basem mruczącą maszynę.
Nie spieszyło mi się. Jechałam tak dumnie wyprostowana i uśmiechałam się do dzieciaków, które wskazywały palcami to cudo motoryzacji. Sądząc po układzie ust każde z nich mówiło nadrzędnie i podrzędnie zdanie złożone brzmiące "Ooo!!!".
Nie... To nie sen.
To wizualizacja.
Inne tematy w dziale Rozmaitości