Podpisano odręcznie Podpisano odręcznie
620
BLOG

Kogo rozdziobią ptaszyska

Podpisano odręcznie Podpisano odręcznie Rozmaitości Obserwuj notkę 22

Dzisiaj dla odmiany - żeby się narodowi nie nudziło - mamy tysiące komentarzy na temat wypowiedzi Pana Zbigniewa Brzezińskiego, którego do niedawna wszyscy kochali, a teraz 80% Polaków nienawidzi (lub czuje się w obowiązku skomentować) oraz od czci i wiary odsądza. Wniosek jest taki, że albo należy założyć mu embargo na wypowiadanie swojego zdania w mediach, albo musi wygłaszać wyłącznie kwestie po linii i na bazie. Takie ot stare metody od tej strony, gdzie kiedyś stało ZOMO.

Ponieważ jednak nie mam zamiaru kopać się z koniem w postaci kilku blogerów ewidentnie nastawionych na przegryzanie krtani, to zajmę się innym wywiadem.

Oglądałam bowiem wczoraj rozmowę z eko-matką, Panią Reni(nią) Jusis. Eko tej pani - jak donosiły wiele razu media (a głównie skecze kabaretowe) - polega na tym, że robiła/robi(?) dziecku zabawki z ziaren soi, kartonów po brokułach i konopnych sznurków. No fajnie... Właściwie tak na poziomie wynalezienia lampy naftowej zabawki wyglądały podobnie i jakoś ziemianie przetrwali, więc nie w tym rzecz.

Pani Reni otóż rozwija się w swoim eko, co obecnie manifestuje się tym, że dziecko nie chodzi do szkoły. Podlega ono nauce domowej w wykonaniu rodziców, a że istnieje u nas możliwość uzyskania zgody dyrektora placówki, to gwiazda skrzętnie z tego skorzystała. Progeniturę nauczają więc w domu sami, a jedynym obowiązkiem jest zdanie egzaminu przed szkolną komisja raz na rok.

Pani Reni opowiadała jak to fascynująco można przekazywać dziecku wiedzę nawet podczas spaceru po parku, albo wizycie w muzeum tudzież nawet w trakcie wizyty u znajomych. Dowolny czas, dowlone dobranie tematu do sytuacji, ale program jak najbardziej jest zrealizowany. Dodam, że dziecko jest w klasie trzeciej szkoły podstawowej i jeszce nie weszło w etap wektorów o zwrotach i kierunkach, pierwiastków, mejozy, mitozy oraz stopniowania przymiotników z przyrostkami.

Być może to wszystko bardzo piękne jest (i pomijam tu kwestie, czy ktoś ma na to czas i pieniądze), ale argument, że nasi pradziadowie (no i prababy) byli przecież wychowywani w domach, lekuchno mnie szturchnął. Na tym przykładzie nie bardzo umiałam zestawić sobie wychowania w domu hrabiego Branickiego z Antkiem Boryną, choć nie wiem kto mógł być antenatem rodziny Pani Reni.

Wracając jednak... Uważam to za wielką krzywdę dla dziecka. Już na tym poziomie hoduje się zarozumiałego dzikusa z kompleksami skazanego na porażkę. Zestaw dość wybuchowy, prawda? Rozumiem, że nie bywa na urodzinach u koleżanek, które chodzą do szkół, żeby nie dowiedzieć sie, że teraz w klasie modna jest Barbie z zielonymi włosami? Z chłopcami przyjaciół też się nie spotyka, by uniknąć brutalności kolegi podczas gry w "zośkę"? A co ze wskazywaniem palcem na korytarzu "gupiego Grześka"?

Pani Reni jest tylko przykładem, bo to robi się podobno coraz bardziej modne. To jest chora, egoistyczna fanaberia znudzonych życiem eksperymentatorów. Szkoda, że nie na własnych organizmach. Ciekawe co powiedzą na wyższych etapach edukacji, gdy się dzieciątko odonda, że maturę chce napisać pod pergolą w ogrodzie, a studia mają przyjść do domu (zakładam, że to jest typ wychowania wyższowykształceniowy, bo przecież nie może być nastawiony na zbieranie puszek po śmietnikach... to jest dopiero dyscyplina tak chodzić w upał i mróz po podwórkach, żeby zarobić).

Żal mi takich dzieciaków. One będą w przyszłości jak papugi, które muszą zostać w klatce, bo wylatując na pobliższe drzewo za oknem zostaną zadziobane przez wrony, sroki, kawki i gołębie.

 

Jestem źle nastawiona do ludzkiej głupoty... Oj bardzo źle!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Rozmaitości