(Dedykowane zmielonym i oburzonym)
Pewien mały kraik jest rządzony przez dyktatora. Przez osobę, która - mając poparcie wojska - sama siebie ustanowiła premierem rządu. Nie ma tam demokracji i wiele państw odczuwających potrzebę szerzenia tego ustroju nałożyło sankcje.
Niedawno minister spraw zagranicznych Australii podał listę warunków, które muszą zostać spełnione, aby sankcje zostały uchylone:
1). Wolne wybory; wybory muszą zostać przeprowadzone przez instytucję niezależną od rządu.
2). Brak ograniczeń dla działalności partii opozycyjnych i społeczeństwa obywatelskiego.
3). Wolność słowa, stowarzyszania się i mediów.
4). Wybory tak wolne i uczciwe, że ich rezultat zostanie uznany nawet przez przegranych.
:)))
Nie, w tym przypadku nie chodzi o Polskę, chociaż powyższe warunki nie są u nas spełnione. Niby jest "demokracja", ale wolności nie ma. Brak zabezpieczeń w tej naszej przydługiej konstytucji sprawił, że zgodnie z prawem, zgodnie z konstytucją, władzę przejęły grupy interesu, lub grupa grup interesu. Układ. Ośmiornica.
W wyniku majsterkowania przy ordynacji wyborczej nasz kraj nie jest rządzony przez ludzi wybranych w wolnych wyborach. Prawa ustanawiane przez ten nasz parlament nie są "demokratyczne", bo procedura wyboru parlamentu po prostu nie jest "demokratyczna".
Jakby tego było mało, większość wdrażanych praw jest narzucana przez Brukselę.
OBCY
To wcale nie wybrani przez nas ludzie nałożyli na nas niezwykle dotkliwy podatek od CO2 i znaczącą część "podatku od głupoty", czyli podwyższających koszty i utrudniających życie regulacji. Pod pozorem "świętej ekologii" nakłada się przepisy jawnie szkodzące polskiej gospodarce. Oprócz podatku za emisję CO2, zwalcza się bezpośrednio poszczególne sektory gospodarki, na przykład w najbliższych latach ulegnie anihilacji polską żegluga bałtycka: wkrótce paliwo używane przez statki i łodzie na Bałtyku będzie kilka razy droższe, bo durni (obcy, niewybrani przez nas) zieloni ustalili, że to paliwo ma spełniać jakieś wydumane, abstrakcyjne normy ekologiczne.
GIGANTYCZNA OŚMIORNICA
Jakim cudem reprezentanci polskiego ludu zgadzają się na to? A takim to, że te nasze "wybory" nie są wcale wolne, więc w parlamencie nie ma przedstawicieli ludności tubylczej. Głosuje się na listy układane przez szefów partyjnych. Do wyborów nie zgłaszają się kandydaci, ale kandydatów zgłaszają komitety wyborcze. Wprowadzono tak wielkie ograniczenia biernego prawa wyborczego, że kandydaci niewystawiani przez największe i najbogatsze partie nie mają żadnych szans. Niezależnym wolno wydać na kampanię 5 razy mniej niż kandydatom partyjnym (!!!!!), którzy i tak są promowani przez upartyjnione media.
Próg wyborczy mogą przekroczyć tylko partie, których komitety wyborcze zarejestrują się do wyborów w całym kraju. Do rejestracji komitetu w jednym okręgu trzeba 1000 podpisów, a później należy uzbierać ich znacznie więcej pod listami kandydatów. Oznacza to, że aby mieć szansę na dostanie się do Sejmu, aspirujący kandydat musi uzbierać szokującą, absurdalną liczbę ok. 110 tys. podpisów. Zakładając 15 minut na zdobycie podpisu, kandydat musi opłacić 25 tys. roboczogodzin (albo 3125 dniówek, 625 tygodni roboczych) osób zbierających podpisy, albo liczyć, że ci ludzie będą całymi tygodniami pracować za darmo. A przecież mogliby w tym czasie wytwarzać PKB lub odpoczywając nabierać sił do pracy, więc przepis ten jest oczywistą stratą dla gospodarki.
I po co to wszystko? Po to, aby zależny od rządu urzędnik mógł decydować za wyborców. Aby mógł odrzucić zgłaszanych kandydatów, aby wyborcy nie mogli ich wybrać.
Kandydat na senatora ma trochę łatwiej. Jego komitet musi uzbierać 2 tys. podpisów. W Australii wystarczy 50 podpisów i 1 tysiąc australijskich dolarów. A u nas: okręgowa komisja wyborcza odrzuciła 1000 z 2800 podpisów pod kandydaturą JKM. Ponad 1/3. Urzędnik, czyli rząd, decyduje, na kogo mogą głosoważ wyborcy. Władza wykonawcza wpływa na przyszły skład władzy ustawodawczej.
Wyniki wyborów, a zatem same wybory, nawet przy olbrzymiej dozie dobrej woli trudno jest uznać za sprawiedliwe także ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, jeśli na przykład WCz. Wanda Nowicka, wstawiona później na stanowisko wicemarszałka Sejmu, uzyskała w wyborach zaledwie 7065 głosów, a więc znacznie poniżej 1% w swoim okręgu wyborczym. Zresztą 84 innych innych posłów także nie przekroczyło 1%.
W rezultacie agresywnej propagandy, w parlamencie są teraz wyłącznie prounijne partie socjaldemokratyczne, nie ma ani jednej partii o programie prawicowym, narodowynm lub chociaż tylko antyunijnym. To co jest w parlamencie, ten dziwaaczny zestaw "wybranych" i zarazem znienawidzonych polityków, to nie jest żadna reprezentacja społeczeństwa. Milionowe subwencje dla "swoich" i zakaz pokazywania "niepoprawnych politycznie" osób w mediach skutecznie wyeliminowały opozycję
Koncesje RTV przyznaje skrajnie upolityczniony organ, przez co nawet telewizja popierana przez jedną z frakcji systemu nie może dostać miejsca na multipleksie. Dziennikarze uważani za popularnych tylko dlatego, że daje im się prowadzić audycje w godzinach największej oglądalności, pozwalają durnym feministkom na wyzywanie porządnych ludzi od faszystów, świadomie i celowo nawet nie próbując wyjaśnić widzom znaczenia tego określenia. Obraz Marszu Niepodległości w r. 2011 we wszystkich telewizjach, z pokazywanymi w kółko sprowokowanymi przez specsłużby bijatykami, w rzeczywistości trwającymi 10 minut, to doskonały przykład fałszywego obrazu rzeczywistości medialnej w Polsce.
Na Fidżi dla chętnych do zarejestrowania partii ustalono tak trudne do spełnienia warunki, że z 17 faktycznie działających, do rejestracji zgłoszono tylko 3 partie i nie wiadomo, czy zarejestrują chociaż jedną. Podobnie jak w Polsce, tamtejszy reżim broni się sprawdzając podpisy (wzorowali się na polskich przepisach?). Rejestrujące się partie muszą pokazać listy z podpisami członków. W dekrecie ustalono, ile tych członków musi być w każdej z 4 prowincji. Tak jak w Polsce: od partii, która chce mieć wpływ na politykę, czyli dostać się do Sejmu, wymaga się prowadzenia działalności w całym kraju, bo tylko wtedy jest możliwość przekroczenia progu wyborczego. Tak jakby było coś złego w funkcjonowaniu jakiejś partii tylko w jednym regionie, albo w partii z tylko jednym, ale za to wyjątkowo mądrym liderem.
Na Fidżi mediom wydano zakaz nazywania partią grupy niezarejestrowanej.
W Polsce - media mają zakaz pokazywania partii pozaparlamentarnych. Nawet wyniki sondaży są cenzurowane.

Źródło: http://ewybory.eu/sondaz-tns-polska-do-parlamentu-europejskiego-14-03-2013/
Partie rządzące otrzymują miliony dotacji, a jednocześnie poważnie ograniczono możliwość zbierania funduszy na działalność z prywatnych źródeł. Jak wygląda porównanie finansowania partii ze składek członkowskich z finansowaniem z dotacji? Wystarczy sobie policzyć, ilu członków płacących po 10 zł miesięcznie trzeba, aby partia miała 1 milion zł. Otóż policzyłem: partia musi mieć 8333 takich członków. A partie parlamentarne płacą sobie nawet po kilkadziesiąt milionów.
W mediach zwyczajnie przemilcza się głosy różne od "polecanych". Media mają zakaz mówienia o opozycyjnych ruchach.

Nic dziwnego, że ludzie się oburzyli.
Dodane 17 marca:
Manipulacji ciąg dalszy.
Na stronie ewybory.eu podmieniono (prawdopodobnie w rezultacie rozmów z sondażownią) obrazek z wynikiem sondażu.
Zamiast 6% dla inicjatywy "CdP" pojawiło się 6% PSL + 2% PJN. Cudownie rozmnożenie?
Jednocześnie zamiast 31% dla "Innej partii" podano 2% dla SP i 1% dla KNP.
Cuda!
Człowiek cywilizowany, o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pisuję tylko o sprawach ważnych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka