Według mojej subiektywnej oceny, nasze państwo zawsze ma problem ze sobą. Naród może i jest chętny do zmian, szczególnie takich jeśli widzi, że faktycznie system zawodzi. Przykładem może być edukacja. Upadek szansy na referendum w sprawie sześciolatków oraz możliwość skończenia z horrorem dla nastolatków w postaci gimnazjum został odłożony na czas nieokreślony. Partia, a raczej dwie PO-PSL zadziałały, by utrzymać rzekomo system edukacji bez wstrząsów, choć Polska jest jednym z tych krajów, gdzie ogromna liczba absolwentów uczelni wyższych nie może znaleźć pracy.
Sami Niemcy proponują dualny system szkolnictwa zawodowego, gdzie uczeń spędza mniej czasu w szkole, a znacznie więcej w zakładzie, który go przyjmie na płatne praktyki. I dlatego Niemcy mają niskie bezrobocie, szczególnie wśród młodzieży, sam przemysł zaś ciągle potrzebuje rąk do pracy (1). Niestety opłakiwany Tadeusz Mazowiecki, i wciąż guru liberałów – Leszek Balcerowicz – zwinęli nasz przemysł, i zostawili tylko smutne resztki. Zaskakujące jest, że zlikwidowano nawet zakłady wysokiej techniki:
„Jest to zjawisko co do skali bez precedensu we współczesnej Europie i rażąco odbiegające od tendencji dominujących w krajach rozwiniętych. W tych ostatnich upadały głównie zakłady w górnictwie i tradycyjnych gałęziach przemysłu ciężkiego, a nie jak u nas przemysły najbardziej nowoczesne. Dotyczy to nie tylko elektroniki, ale całej grupy przemysłów wysokiej techniki. W stosunku do nich trudno byłoby uznać, że są one przestarzałe lub odczuwają brak zbytu. Na ogólną liczbę 81 nowych zakładów zbudowanych w tych przemysłach w PRL, aż 31 zostało zlikwidowanych po 1989 roku. Nie ma to odpowiednika w innych dziedzinach przemysłu”. (2)
Ta pomysłowość posłów począwszy od 1989 roku nie zna granic, tego typu reform mieliśmy bez liku, aż po reformę emerytalną, która wymaga dzisiaj dalszych reform. Nie mówiąc o dalszych nowinkach, które nas czekają w przyszłości, jak podwyższenie wieku emerytalnego do 72 lat, jeśli dalej będzie spadać liczba osób w wieku produkcyjnym. Jeśli Niemcy potrzebują rąk do pracy, to u nas ta potrzeba nie istnieje. Łatwiej wytransferować młodzież z powodu braku perspektyw za granicę, niż stworzyć korzystniejsze warunki. Ale kogo to obchodzi, że masa ofert pracy, to praca za pół-darmo? Naszych posłów to nie obchodzi, bo to największa klasa próżniacza, żyjąca z nie mniej próżniaczym premierem, który robi wszystko, by dzięki gierkom partyjnym utrzymać stołek.
Podobnych warchołów mieliśmy, jako posłów w przeszłości z i ich liberum veto – w efekcie król nie miał realnej władzy. Konsekwencje znamy, ale warto powiedzieć, że te 6% ówczesnego społeczeństwa, które miało wpływ na losy Rzeczpospolitej, owszem pod wpływem wojen zbiedniało, a u steru pozostała wąska grupka magnaterii i reszty melanżu. To oni później robili deal z rosyjskimi ambasadorami. Słaba armia, marne dochody podatkowe, brak centralizacji państwa i ciągła utrata kolejnych terytoriów, po niestety zupełny upadek.
"Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że przypinana Polsce etykietka "Rzeczpospolitej Anarchii" nie była z gruntu bezzasadna. Przez blisko 50 lat, licząc od Sejmu Niemego z 1717 r., politycy byli zupełnie bezslilni w kwestii naprawy wielu z jej poważnych dolegliwości. Państwo wciąż było Rzecząpospolitą dwojga narodów, gdzie ścieranie się sprzecznych interesów obu części składowych - Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego - skutecznie utrudniało wszelkie próby reform. Monarchia była nadal monarchią elekcyjną - zabawką w rękach międzynarodowej dyplomacji. Działalność sejmu nadal paraliżowało liberum veto.Konstytucja nadal dopuszczała zawiązywanie konfederacji. Mimo 11 milionów ludności oraz obszaru wynoszącego 730 380 kilometrów kwadratowych - czyli wiekszego niż obszar Francji lub Hiszpanii - wciąż jeszcze brak było centralnego skarbu, a szeregi armii królewskiej praktycznie liczyły nie więcej niż 12 000 tysięcy ludzi. "Złota wolność", którą większość szlacheckich obywateli nauczyła się uważać za chlubę swojej Rzeczypospolitej, straciła swe znaczenie w kraju, w którym dziewięć dziesiątych ludności żyło w ubóstwie i niewoli i gdzie z zasady wszystkie sprawy załatwiano obietnicami francuskiego złota lub groźbą rosyjskiego przymusu. Przez blisko 50 lat Rzeczypospolitą traktowano jak rosyjski protektorat i rządzono w niej metodami, które w życiu cywilnym uznano by za normalne gangsterstwo. Dopóki rosyjscy gangsterzy dostawali swoją dolę, a polscy naiwniacy próbowali zrzucić z karku niepożądanych opiekunów, nieuchronnie zaczynały się kłopoty".
Norman Davies, Boże Igrzysko. Historia Polski, Kraków 2010, s. 476-477.
Przez XV-XVII wiek Prusy – lennik Polski – rosły w siłę od czasu rządów Wielkiego Elektora od 1640 roku w połączeniu z największą piaskownicą Europy – Brandenburgią. Elektor wiedział jedno – bez sprawnej gospodarki dającej wpływy podatkowe i silnej armii nie przetrwa po nawałach wojny trzydziestoletniej. Dlatego szybko uporał się ze stanami, a szlachtę w postaci junkrów zredukował do roli posłusznej grupy. Celem Prus był rozwój, aby państwo miało środki na rekruta, który pochodził ze wsi. Ostatecznie celem stało się żywienie przyszłym trupem Polski.
Polska napierana od wschodu – carska Rosja , od południa – Porta, od północy – Szwedzi – zapadła w słodką drzemkę braku reform, tak, by ulec w 1772 roku. Problem Polski – to nie naród. Problem Polski – to państwo. Państwo rozdarte przez zasadę dziel i rządz, gdzie co jakiś czas powstaje nowa klasa szlachty/magnaterii, która buduje sobie wygodny konsensus. To kompletna impotencja władzy, rozgrywana w cyrku, który nazywa się Sejm. Sejm to miejsce przewrażliwione na punkcie silniejszego premiera lub prezydenta. Niestety nawet rzekomo słuszny premier – zdaniem lemingów – jest zwykłym partyjnym sprzedawczykiem rozdającym posady dla partyjnych. Jego interesuje tylko, by jakoś wygrać następne wybory, a za resztę niepowodzeń odpowiada krnąbrna opozycja. Co z tego mamy?
Mamy istny konflikt społeczny, gdzie lekarz i prawnik, nawzajem z księdzem i policjantem rządzą resztą szaraczków, którzy nic nie mogą egzekwować na poziomie lokalnym - wszystko rozgrywa się dzięki statusowi, zasobności porfela i znajomościom. Efekt jest taki, że nawet jeśli uciułasz, to musisz jeszcze utrzymać rozdętą administracje, nie będącą realną gospodarką, ale jej pręgierzem.
Posłowie wiedzą, że jak poluzują tę ustawodawczą obrożę, to zmniejszy się liczba etatów w urzędach, jakie obejmują tylko im znani mierni lecz wierni. Z kolei pracodawca powie ci, że jego dręczą za wysokie koszty pracy, i słusznie. Tylko, czy polski biznes nie może podnieść pensji? Może – na rachunkach bankowych jest 200 mld zł oszczędności. Z kolei Polacy mają 1,1 biliona oszczędności, które się kurczą, ponieważ jest mało pracy, mało dobrze płatnej pracy – spada więc konsumpcja. Z kolei te oszczędności całej Polski, to też nie do końca trafna sprawa, bo połowa okazało się, że należy do najbogatszych Polaków. A więc z tych 1,1 bil., w istocie do szaraków należy około 600 mld (4). Wniosek – trzeba to z nich wycisnąć. Minister finansów to wie, przedsiębiorca to wie – kupujcie. Ale pytam się - dokąd tak?
Chciałbym Polski lepiej rozwiniętej, gdzie wysoka wydajność polskich pracowników będzie lepiej opłacana. Bo to się opłaci i państwu, i pracodawcy – będzie konsumpcja, będzie i dochód dla państwa i przedsiębiorcy – jeśli ludzie będą kupować (3). Niestety nasi posłowie oddają się sprawom miałkim typu, kto dokonał zamachu w Smoleńsku, albo casusem Schetyny na Śląsku. Nie ma chęci dyskusji, czy nasz eksport jest większy niż import. Nie ma dyskusji nad faktycznymi problemami, gdyż okazałoby się jak bardzo są oni zbędni. Nic nie mogą zrobić, bo jeśli obniżą podatki - to wyleci połowa partyjnych miernot z urzędów. A pracodawca w efekcie nie da ci większej pensji, bo on jeszcze pilnuje żeby skarbowy nie zabrał mu tego, co jeszcze ma. No może z wyjątkiem wielkich koncernów, które najlepiej się właśnie pasą u nas dzięki ulgom.
Na co więc nam ci posłowie? Na co nam Sejm, który ewidentnie się przyczynił do upadku władzy królewskiej w XVIII wieku, który wcale nie uratował Polski przed napaścią Niemiec w 1939 roku, ale jeszcze wyraźnie się Berlinowi podłożył dzięki Beckowi? Na co nam posłowie, który nie chcą twardej i skutecznej władzy? Bo skuteczność prezydenta to brak szansy, by byli poważani i słuchani. Skończyłyby się zaproszenia do telewizji, wywiady różnej treści w prasie, a premier musiałby być smutnym wykonawcą poleceń prezydenta, który dbałby, aby administracja nie zadusiła gospodarki.
Chcecie końca konfliktu PO-PiS? Chcecie reform? Trzeba zmienić cały system. Nie trzeba tutaj dyktatora, ale silniejszej władzy prezydenckiej, i to mniej uzależnionego od partyjnych układanek przywódcy. Niby takie proste, powiedz im to - a zaatakują Cię, że chcesz zniszczyć demokrację. Jaką demokrację? Ta demokracja służy tylko 460 tłukom, których trzeba zredukować do miana wystawy w liczbie może 50-100 żeby mogli pełnić funkcje reprezentacyjne i ustawodawcze w ograniczonym zakresie. Nad ustawami pieczę winien trzymać Trybunał Konstytucyjny.
Dlaczego potrzebujemy takiego rozwoju wypadków? Ponieważ później, ten bardziej rozwinięty parlamentaryzm wróciłby, jeśli dać szanse głowie państwa na jego bardzo powolne wprowadzanie, gdyż obecnie nasza demokracja to festiwal obietnic bez pokrycia i oddalanie realnych problemów w czasie. Polska nie dojrzała do demokracji, brytyjska tworzy się od 1215 roku, nie mówiąc o francuskiej, a nasza - szlachecka - tak nam pomogła, że straciliśmy suwerenność. Przetrwał naród.
Rzekomo miał nam pomóc model zaproponowany przez Balcerowicza i MFW, ale tak się nie stało. To Chiny wyrastają na potentata, i chociaż trudno się porównywać to ich model więcej państwa w gospodarce się sprawdził. Nie twierdzę, że tam nie ma korupcji, czy nepotyzmu i tym podobnych praktyk. Sądzę, że państwa dzisiaj zdają sobie sprawę, że przetrwają dzięki silne i nacjonalizmowi. Koniec dwubiegunowego świata, to początek bardziej niestabilnych czasów.A Rosja będzie tu chciała wrócić. Rosjanom posiadanie Europy Środkowej kojarzy się tylko z dobrymi czasami.
Polacy muszą docenić wolność, gdyż obecnie jesteśmy zniewoleni przez brak pracy i realnie dające perspektywy zarobki. Pasie się na nas 6-10% bogatej kasty, która jest podpięta do respiratora o nazwie Sejm. Ograniczyć ten polityczny klozet! I tak skończy się konflikt PO-PiS, i każdy będzie mógł łatwiej ocenić politykę przez pryzmat jednej osoby – prezydenta.
Źródła:
1.
http://forsal.pl/artykuly/744240,szkoly-zawodowe-w-niemczech-jak-dzialaja.html
2.
Rzeczy Wspólne, #13 (8/2013), Ryszard Grabowieckim Paweł Soroka, Straty w potencjale przemysłu po 1989 roku i potrzeba reindustrializacji, s. 90.
3.
http://www.forbes.pl/zanim-znowu-wysmiejecie-zwiazkowcow,artykuly,161656,1,1.html
4.
W numerze wSieci 44/2013 dzięki mojej skromnej pamięci, mam nadzieje, że danych nie pomyliłem: Średnia klasa bez kasy Ewa Wesołowska, s. 102.
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka