Federacja Rosyjska nigdy nie odpuści Ukrainy, gdyż jej utrata oznaczałaby kres marzeń o ponownym tworzeniu imperium. A warto pamiętać, że Moskwa jest bardzo słaba na Dalekim Wschodzie, i nie ma innego wyjścia jak skupiać się na "bliższej zagranicy" od strony zachodniej. Daleki Wschód to ekspansywne Chiny, które nie wejdą z Rosją w sojusz anty-zachodni. Rosja jest zbyt słabym partnerem, a Pekin ma swoje pretensje do części terytorium tego kraju.
Tym bardziej ukraińskie elity, w dużej mierze przypominające rosyjskie, będą szły w stronę umocnienia zależności od Rosji. To gwarant ich politycznego przetrwania, ponieważ ich sposób myślenia nie ma wiele wspólnego z demokracją. Ta wymaga ciągłego ulepszania systemu, a ten jak wiadomo jest daleki od reguł wyznawanych przez Unię Europejską. Uwaga warta odnotowania to fakt, iż struktury NATO i UE wymagają obecności w pełni demokratycznych państw, które świadome swoich interesów i potrzeb obywateli będą tworzyć wspólny, ideologiczny front. Pewien sposób życia i jego jakość ma zwiększać prestiż i siłę Zachodu.
Ukraińskie elity polityczne wokół prezydenta Janukowycza rozumieją to jako zagrożenie, a Rosja w jeszcze większym stopniu – sprowadzenie na siebie takich zmian, oznacza ich koniec politycznego trwania, gdyż to, co nie zmieniło się po upadku Związku Sowieckiego to ludzie znajdujący się w kręgach władzy. Motorem ich działania jest myślenie sowieckie, a to z kolei funkcjonuje w kategoriach siły i starć potencjałów.
Zachód pokonał Związek Sowiecki swoją soft power oraz wyścigiem zbrojeń w kategoriach hard power. Niestety Rosji udało się znacząco uzależnić państwa regionu od swoich surowców. Polska nie okazała się tutaj przykładem godnym naśladownictwa, gdyż nasze działania w sferze uniezależnienia się są bardzo powolne. Budowa gazo-portu i gaz łupkowy, nadal nie są poważnymi narzędziami politycznymi, zaś gruntowna modernizacja wojska polskiego będzie trwała dość długo.
Poważnym zagrożeniem dla Polski jest eskalacja napięć na Ukrainie, która wydaje się wysoce prawdopodobna. Scenariusz następny to wojna domowa, ograniczona najpierw do stolicy, kto wie, czy nie dalej. Przeistoczenie się walk w bardziej zbrojny charakter będzie zachęcał Rosję do działania. Stłumienie opozycji nie będzie zbyt trudne, jeśli zważyć na potencjał jakim dysponuje strona rządowa i Kreml. Powtórka z bratniej pomocy Rosji na wzór podobnych działań w Armenii, kiedy ta toczyła walki z Azerbejdżanem mogą się powtórzyć.
Ewentualna przegrana opozycji może grozić kryzysem humanitarnym na naszej granicy i możliwością napływu dużej ilości uchodźców. Należy się przygotować na taką ewentualność. Winno się także dać bezpieczne schronienie dla opozycji. Trzeba się też liczyć z tym, że jeśli ewentualna wojna domowa będzie miała miejsce, to przez naszą granicę zacznie przepływać broń do opozycji. To będzie grozić napięciami z Rosją. A przy tak zarysowanym rozwoju sytuacji na pewno do tego dojdzie. Przykładem może być wojna na Bałkanach w latach 90-tych, gdzie po stronie Chorwacji uczestniczyło wielu najemników z różnych krajów, szczególnie w dużych ilościach z Niemiec, a po stronie Serbii z Rosji. Takie okoliczności mogą wystawić naszą polską dyplomację na wielką próbę, czy pokaże faktyczną chęć pomocy dla Ukrainy, czy dokona najbardziej poniżającego gestu w stronę Rosji - skuli ogon pod siebie.
Taka sytuacja może grozić osłabieniem spoistości NATO i UE, gdzie niektóre państwa jak Francja i Wielka Brytania nie widzą w Rosji zagrożenia. Zaś destabilizacja sytuacji na Ukrainie może dla nich nie wiele znaczyć, ponieważ ich obawy skupiają się na Północnej Afryce i Bliskim Wschodzie. Jeśli Polska nie uzyska rzetelnego wsparcia od Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Szwecji to realna okoliczność pozostania samemu z problemem Ukrainy będzie wyjątkowo trudna. A Warszawa musi wzmocnić swoją rolę w Kijowie, zacząć się domagać od Zachodu poważnych nacisków na to państwo, aby cena wrogiego postępowania wobec własnego społeczeństwa była wyjątkowo wysoka.
Tak naprawdę rozgrywa się na naszych oczach przyszłość Unii Europejskiej i NATO, a więc gwarantów naszego bezpieczeństwa. Jeśli rozszerzanie się UE zostanie zatrzymane, będzie to wielką stratą dla nas. Za Bugiem będzie już tylko Wschód, i silna, azjatycka Rosja, która nie chce wpływów Zachodu blisko swojej granicy. Taka przyszłość będzie oznaczała coraz śmielsze działania Moskwy i poważniejsze naciski na nasz kraj.
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka