Demokracja to ciągły konflikt różnorodnych interesów, uspokajanych wydawałoby się prostym dążeniem do wyartykułowania swojej obecności w systemie politycznym poprzez udział w wyborach. Niezwykle prosty ruch, zakreślenie właściwej według siebie osoby, rozładowuje na jakiś czas silne napięcie. W dawnych czasach tego typu problemy rozwiązywano siłą poprzez angażowanie się w stronnictwa zyskujące możliwość decydowania za pomocą niszczenia przeciwnika. Jeżeli z demokracji zniknie ten „bezpiecznik”, gdzie nie siła, ale słowa mają znaczenie, otwiera się możliwość zaistnienia nieprzewidywalnych wypadków.
Postawa pro-państwowa zakłada szacunek wobec wyniku wyborczego, jakikolwiek on jest, respektujemy nową władzę. Przez osiem lat rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego siły polityczne zaangażowane po stronie opozycji mobilizowały się w nadchodzących wyborach. Organizowały marsze i protesty, ale nie myślały nawet o próbie obalania zastanej władzy. Ten moment przyszedł i został rozwiązany w demokratyczny sposób.
Powyższa argumentacja idzie w kierunku uzasadnienia znaczenia wyboru politycznego i uzyskania przez Prawo i Sprawiedliwość większości w Sejmie. Jednak chciałbym na tym poprzestać, ponieważ głosów w tej sprawie jest bardzo dużo.
Niebezpieczne jest jednak tworzenie narracji, w której władza wybrana przez jednych, zdaniem drugich jest gorsza i nie zasługuje na legitymizację. Powstaje próba zbudowania przekazu braku legalności nowo wybranych władz, kiedy wszystkie kryteria wyboru zostały spełnione.
Dylemat legitymizacji dla dużej części osób utożsamiających się z nowym rządem jest próbą odebrania im ich własnych praw do decydowania. Z kolei argumentacja przeciwników będzie się zasadzała na przekonaniu, że zagrożona jest konstytucja. Problem w tym, że nie mamy jednego marszu w obronie demokracji, ale dwa marsze.
Takie okoliczności powinny powściągać emocje polityczne, a nawet opozycję, aby się nie okazało, że wykraczamy poza ramy demokracji, wzajemnie odbierając sobie prawo do popierania danej władzy. Powstaje jednak jeszcze jeden dylemat.
Czy w Polsce może rządzić partia z większością sejmową? Wychodzenie z założenia, że wszelka władza ma rządzić zaraz ograniczana przez inną, bez możliwości zmiany porządku prawnego, przeczy sensowi głosowania na cokolwiek niż opcja, którą reprezentują rzekomi obrońcy demokracji – a przecież dopiero, co przegrali wybory lub zdobyli mniejsze poparcie.
Dziś zdaniem niektórych, działania PiS mogą wydać się zbyt twarde, zbyt pochopne, ale polityka nie znosi braku zmiany. Brak reform i zmian odbija się na skuteczności państwa, a to państwo jak wiemy – nie jest silne. Kiedyś zaistniała obrona złotej wolności, z tym skutkiem, że jej obrońcy skorzystali z obcej pomocy. Uznanie, że moje prawa są ważniejsze, grozi kontrakcją, aż eskalacja dojdzie do poziomu wybuchu. Prowadzi to do wojny domowej – najpierw na słowa – jeszcze w granicach demokracji. Ale, co jeżeli to się zmieni? Owszem to mocne słowa, ale emocje już są zbyt silne. Wybory za cztery lata – warto to uszanować.
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka