Statek to takie miejsce pracy, które ciągle jest w ruchu. Jednego dnia cumuje w porcie francuskim, następnego w hiszpańskim, potem za kilka dni w niemieckim, angielskim czy też holenderskim. I tak się ‘smyczy’ po Europie albo po całym świecie. W związku z tym, co kilka dni spotykam innych ludzi. Co więcej ludzi różnych narodowości. Po załatwieniu spraw statkowych i ładunkowych często jest jeszcze chwila na tak zwaną ‘social talk’. I wtedy rozmowy schodzą na różne tematy, również i polityczne.
U nas w Polsce, z powodu artykułu w Rzeczpospolitej, znowu jest głośno o katastrofie w Smoleńsku. Toteż rozmawiając z pilotami (morskimi), agentami portowymi, dokerami pytam czy u nich w radiu, w telewizji czy też prasie cokolwiek o tym się wspomina. Okazuje się, że nie ma ani słowa. Wobec tego pytam czy pamiętają katastrofę lotniczą, która zdarzyła się dwa i pół roku temu w Rosji, a w której zginął polski prezydent. Na to pytanie odpowiedź jest już pozytywna. Wszyscy wiedzą i pamiętają. Pytam więc dalej, co wiedzą i co się tutaj mówi o przyczynach tej katastrofy. No i wtedy słyszę:
· była gęsta mgła i piloci za wszelką cenę chcieli wylądować,
· podchodzili do lądowania cztery razy,
· piloci popełnili błąd przy lądowaniu,
· piloci byli pod presją prezydenta,
Ci ludzie, z którymi rozmawiam to są zwykli, nieinteresujący się szczególnie polityką mieszkańcy zachodniej Europy. I z tego, co oni mówią wyłania się obraz katastrofy w Smoleńsku, utrwalony w świadomości przeciętnego Europejczyka.
A obraz ten jest dokładnym odbiciem, narzuconej od początku narracji - czyli pomieszania faktów (gęsta mgła), insynuacji (presja prezydenta) oraz ewidentnej nieprawdy (podchodzili do lądowania cztery razy). Narracji, niestety w dużym stopniu kreowanej również przez nasze ‘mainstreamowe’ media. O żadnych wątpliwościach, co do oficjalnie podawanych przyczyn katastrofy, pomyleniu ciał ofiar czy też ostatnich szokujących informacji w sprawie materiałów wybuchowych, tutaj w zachodniej Europie nikt nic nie słyszy. Wniosek z tego taki, że wyjaśnienia przedstawione w raporcie komisji MAK oraz przekłamania podawane w mediach (podchodzili do lądowania cztery razy) są dla nich przekonującym źródłem wiedzy na temat przyczyn katastrofy w Smoleńsku.
I teraz czas na wyjaśnienie skąd w tytule owa ‘pomoc prawna’. Otóż to nie jest tak, że polscy prokuratorzy mogą sobie jeździć po Rosji (i po innych krajach) gdzie chcą i brać próbki do badania skąd chcą. Dotyczy to również próbek, na których detektory wykazały ślady materiałów wybuchowych a o których pisała Rzeczpospolita (co wcale nie usprawiedliwia postępowania polskiej prokuratury przy prowadzeniu śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku).
Otóż próbki te zostały pobrane na podstawie międzypaństwowych zobowiązań prawnych. Takie zobowiązania w stosunkach międzynarodowych regulowane są dwustronnymi umowami. I taka umowa została zawarta również pomiędzy Polską a Federacją Rosyjską.
Jest to Umowa o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych z dnia 16 września 1996 r. Art. 5 tej umowy (Zakres pomocy prawnej) - mówi co następuje:
„Umawiające się Strony udzielają sobie wzajemnie pomocy prawnej przez dokonywanie poszczególnych czynności procesowych przewidzianych przez prawo wezwanej Umawiającej się Strony, a w szczególności przez sporządzanie, przesyłanie i doręczanie dokumentów, dokonywanie przeszukań, odbieranie i wydawanie dowodów rzeczowych, opracowywanie opinii przez biegłych …”
Jak widać z powyższego zapisu Rosjanie zobowiązani są wydać ‘dowody rzeczowe’ w sprawie, w tym przypadku w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Ale dowodów tych nie wydali gdyż zabrali je do Moskwy celem zbadania w laboratorium. Umowa o pomocy prawnej, tego nie wymaga, ale niestety też i nie zabrania. Po zbadaniu, próbki prawdopodobnie zostaną przekazane do Polski. Ale zanim znajdą się w Polsce Rosjanie ogłoszą wyniki SWOICH badań. Bardzo spektakularnie. Żeby wszyscy o tym się dowiedzieli i zapamiętali. Tak jak to było z wynikami badań komisji MAK. I co - jak pokazują wypowiedzi moich rozmówców, o których wspomniałem na początku - utrwaliło się w pamięci i świadomości Europejczyków.
Czy badania laboratoryjne w Rosji wykażą ślady materiałów wybuchowych w pobranych próbkach - tak jak wskazywały na to odczyty spektrometrów polskich prokuratorów? No nie żartujmy. A po nagłośnieniu wyników badań rosyjskich to, jakie będą potem wyniki tych badań w Polsce, nie będzie już miało większego znaczenia. Cała Europa już wcześniej będzie wiedziała, że żadnych śladów materiałów wybuchowych na wraku samolotu nie było.
Jedyną szansą - aby wiarygodnie wyjaśnić przyczyny katastrofy (w tym obecność śladów materiałów wybuchowych na wraku) i dotrzeć skutecznie z tym wyjaśnieniem do opinii publicznej w Europie i na świecie - jest powołanie komisji międzynarodowej.
Ale rząd PO takiej komisji nie chce. Dlaczego? Oto jest pytanie.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka