W ostatnim sondażu PO otrzymała tylko 21% poparcia. Według socjologów, spadek popularności poniżej 20% dla partii politycznej, która dotychczas cieszyła się dużym poparciem, grozi jej rozpadem. Dwadzieścia jeden procent to już bardzo blisko owej dezintegracyjnej masy krytycznej.
Trzy miesiące temu, w czasie wyborów przewodniczącego PO popełniłem notkę: ‘Tylko Gowin może uratować Platformę’. Niestety członkowie PO nie posłuchali mojej dobrej rady i nie zagłosowali (odpowiednio licznie) na Gowina. Wybrali natomiast D.Tuska.
Zabawmy się na chwilę w tworzenie historii alternatywnej i zobaczmy, co działoby się gdyby przewodniczącym PO został J.Gowin.
Oczywiście następuje rzecz najważniejsza. Zgodnie z demokratycznym obyczajem, obecny premier D.Tusk składa rezygnację i J.Gowin obejmuje tę funkcję. Nowy premier z nową energią (jak to zwykle bywa przy obejmowaniu nowego stanowiska) zabiera się do pracy i przeprowadza rekonstrukcję rządu. Rekonstrukcję ‘daleko idącą’, której potrzebę widzi już nawet minister Rostowski. W efekcie do rządu wchodzą nowi ludzie (w tym nowy minister finansów), którzy też z energią zabierają się do pracy.
Jarosław Gowin zapewnia też Platformie i rządowi ‘wiarygodność moralną’, na której brak minister Rostowski skarży się również. Co więcej, ponieważ J.Gowin uważa PiS za normalną demokratyczną partię, (co publicznie oświadczył a co znaczy, że prawidłowo postrzega rzeczywistość polityczną) to rząd skupia się na rządzeniu a nie prowadzeniu wyniszczającej walki politycznej z największą partią opozycyjną. Walki, która przez ostatnie 7 lat prowadzona jest według dewizy sformułowanej przez posła S.Niesiołowskiego: ‘PiS trzeba zniszczyć, żeby już nigdy nie powrócił do władzy’ (tu trzeba dodać, że dla premiera D.Tuska poseł ów jest ‘bohaterem PO, który wykazał się niezłomnością’).
W efekcie tych zdarzeń, notowania rządu i Platformy zamiast spadać jak to się dzieje obecnie, zatrzymują się a nawet zaczynają wzrastać. Co więcej we Wrocławiu wybory wygrywa G.Schetyna i żadnej afery podsłuchowej nie ma. A nawet, jeżeli jakieś nieprawidłowości miałyby miejsce to nowy premier dopilnowałby, aby zostały one rzetelnie wyjaśnione. I niewątpliwie byłoby to dostrzeżone i docenione przez opinię publiczną.
Jednak sprawy potoczyły się inaczej i to co przedstawiłem, to jedynie ‘political fiction’. A rzeczywistość jest taka, że członkowie Platformy wybrali jednak D.Tuska. I dzisiaj Platforma tonie. A co albo też, kto ją ciągnie na dno? No cóż członkowie i politycy Platformy sami sobie powinni odpowiedzieć na pytanie. Czy Donald Tusk to naprawdę cała Platforma? Przecież przypadki, gdy lider ustępuje miejsca innemu, aby powstrzymać spadek popularności swojej partii nie są niczym nadzwyczajnym. Tak zrobiła kiedyś Margaret Thatcher. Że co? Że nie ten format i nie ta skala? No tak, ale przykład wart naśladowania.
Przy tej okazji jest jedna sprawa, którą czuję się zobowiązany tutaj wyjaśnić. Niejednokrotnie w swoich notkach deklarowałem, że jestem sympatykiem PiS. Mógłby, więc ktoś zapytać, skąd u mnie ta troska o dobro Platformy i czy jest ona szczera?
No cóż, nie będę zapewniał, że boleję nad spadkiem popularności Platformy. Bo nie boleję. Natomiast sprawy Platformy obchodzą mnie o tyle o ile wpływają one na sprawy państwa. A ponieważ Platforma jednak rządzi, to uważam, że lepiej byłoby dla nas wszystkich, gdyby to rządzenie było trochę mniej złe.
Natomiast żadną miarą nie cieszy mnie dezintegracja Platformy (jeżeli taka miałaby nastąpić). Demokratyczne systemy dwupartyjne sprawdzają się w świecie (Wielka Brytania, USA). Sprawdzają się, bo w demokracji nie chodzi o to, aby zniszczyć partię opozycyjną. W demokracji chodzi o to, aby rządzić lepiej niż polityczna konkurencja.
A to, że nadchodzące wybory wygra PiS to nie ulega wątpliwości. Bo taka jest kolej rzeczy. Że w demokratycznym państwie wybory wygrywa opozycja, gdy partia będąca u władzy rządzi źle. A decyduje o tym specyficzna grupa wyborców. I to wcale nie taka mała. Są to ludzie, których polityka niezbyt szczególnie zajmuje a głosują w zależności od tego jak im się powodzi. Jeżeli rząd rządzi dobrze i im powodzi się coraz lepiej, to głosują na partię rządzącą. Natomiast, jeżeli rząd rządzi źle i ich poziom życia pogarsza się - to głosują na opozycję.
W Anglii, w Niemczech czy też we Francji to ten 'ekonomiczny' elektorat decyduje głównie o tym, kto wygrywa wybory. Czy opozycja, czy też partia rządząca? A sprzyja temu sytuacja, gdy media 'patrzą' na ręce władzy i wytykają jej błędy. To ułatwia ludziom wyrobienie sobie opinii zgodnej z rzeczywistym stanem rzeczy.
U nas niestety, przez ostatnie siedem lat media wręcz nieprzyzwoicie sprzyjały partii rządzącej a opozycję (szczególnie PiS) atakowały. Takie działanie mediów deformuje preferencje elektoratu ‘ekonomicznego’. Na korzyść partii rządzącej - mimo tego, że rządzi źle.
Ale w ostatecznym rozrachunku, propaganda w zetknięciu z ekonomią zawsze przegrywa. I dlatego nie mam wątpliwości, że nadchodzące wybory Platforma przegra. No chyba, że zacznie dobrze rządzić. Ale na to się raczej nie zanosi.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka